|
Mój medalowy koziołW lipcu 1998r. jedziemy z ojcem do drugiego dzierżawionego przez nasze koło obwodu. W zezwoleniach mamy po koziołku i dziku więc cieszymy się 4-ro dniowym polowaniem. Po przybyciu do łowiska okazuje się, że rujka w pełni jednak wszystkie sarny przeniosły się w pola bo na uprawach leśnych obrodziły poziomki i zbieracze penetrują las od rana do wieczora. Decydujemy się więc zapolować na granicy lasu z polami. Trzy dni zasiadki nie przynosi nam jednak sukcesu. Widziałem dwa kozły, jednak o strzelaniu nie było mowy bo pierwszy był szustakiem w drugiej głowie a drugi przedefilował 300 metrów odemnie tak, że nawet nie do końca go rozpoznałem. Zmieniam plany i postanawiam spróbować podchodu. Teren trochę trudny bo pola poprzecinane są młodnikami sosnowymi, które znacząco ograniczają widoczność. Wieczorem wyruszam z domku myśliwskiego ale na odcinku około 2 km nie spotykam wogóle saren. Nagle w gryce rosnącej wzdłuż młodnika spostrzegam rudą plamę. Sarna żeruje około 80 metrów odemnie, jednak widzę tylko grzbiet. Opieram się o rosnącą przy drodze topolę i zaczynam ją obserwować. Po minucie sarna podnosi łeb i niestety okazuje się kozą. Postanawiam ruszyć dalej. Odrywam się od drzewa, robię dwa kroki i staję jak wryty. 30 metrów odemnie, pod ścianą młodnika stoi kozioł. Ale jaki kozioł. Potężny szóstak. Gołym okiem widać ciemne, grube, silnie uperlone parostki. Ich wysokość jest wyższa niż dwie długości łyżek a odnogi mają chyba ponad 10 cm. Po sylwetce i plamie nosowej oceniam kozła na 6 - 7 lat. Łowny. Ale co z tego skoro w zezwoleniu mam selekta. Kozioł chyba to wyczuł bo postał jeszcze chwilę a potem powoli oddalił się w kierunku kozy i zaczął żerować. Obserwował go aż zaczęło się ściemniać ciesząc oko pięknym widokiem. Następnego dnia nie spotkałem już żadnego kozła i z czystymi lufami i i postanowieniem powrotu w przyszłym roku wróciliśmy do domu. W następnym roku tak długo wierciłem dziurę w brzuchu łowczego aż ten wydał mi odstrzał na łownego kozła. W sierpniu przyjeżdżamy do łowiska a ja postanawiam szukać mojego zeszłorocznego kozła. Przez dwa dni rano i wieczorem okupuję zwyżkę w okolicy gdzie go widziałem ale kozła nie spotykam. Widać za to ślady jego "działalności" - dwa młode, mocne koziołki (szóstak i mocny widłak). Trzeciego dnia rano wstaję o 4-tej i słyszę jak na zewnątrz szaleje burza. Postanawiamy z ojcem zaczekać aż deszcz przestanie padać. Wreszcie o 7-mej zaczyna się przejaśniać. Pół godziny później wyruszamy każdy w swoją stronę. Kwadrans po ósmej jestem na miejscu. Podchodzę do zwyżki i kątem oka dostrzegam ruch pod ścianą młodnika. Odwracam powoli głowę i widzę mojego kozła. Niestety on też mnie widzi i wchodzi pomiędzy sosenki. Analizuję na szybko gdzie teraz się uda. Postanawiam podbiec na drugą stronę młodnika. Stoję na rogu i czekam aż kozioł się pojawi. Mija dłuższa chwila a kozła nie ma. Nagle dostrzegam go. Jednak nie tam gdzie go oczekiwałem ale pod zwyżką na której chciałem usiąść. Kozioł stoi i spogląda na mnie. Odległość około 40 metrów. Nie mam nic do stracenia. Podnoszę broń do ramienia. Przylędam mu sie przez lunetę a on ciągle stoi bez ruchu. Jestem na 100% pewny, że to on. Palec wędruje na spust a krzyż lunety na komorę. Robię wdech i naciskam spust. Huk wystrzału. Kozioł robi rakietę i wskakuje do młodnika. Przeładowuje kniejówkę, próbuję uspokoić latające ręce i zapalić papierosa. Odczekuję dłuższą chwile i podchodzę na miejsce gdzie stał kozioł. Na zestrzale znajduję bardzo dużo jasnej, płucnej farby. Ponieważ sam sobie nie dowierzam postanawiam udać się po ojca i razem z nim poszukać kozła. Wracam na kwaterę a ojciec już z tarasu pyta co strzelałem i z jakim efektem bo słyszał mój strzał. Mówie, że strzelałem kozła, nie wspominając mu jakiego, i że chyba leży ale chcę żeby pojechał ze mną poszukać. Ojciec bierze swój dryling i jedziemy na miejsce strzału. Po obejrzeniu farby ojciec stwierdza, że kozioł nie poszedł dalej niż 100 metrów i że mam wchodzić do młodnika a on na wszelki wypadek usiądzie na zwyżce. Wchodzę pomiędzy sosenki i zaczynam posuwać się po tropie. Kozioł farbuje na obie strony. Po przejści około 30 metrów dostrzegam przed sobą rudą plamę. Ostrożnie podchodzę. Tak to mój kozioł. Klękam przy nim, zdejmuję kapelusz, podaję mu ostatni kęs i dziękuję św. Hubertowi za łowieckie szczęście. Wołam ojca, który gratuluję mi serdecznie i dekoruje mnie złomem. Teraz moge na spokojnie przyjrzeć się kozłowi. Jest słabszy niż w zeszłym roku ale i tak jego parostki mogą budzić podziw. Wysokie, grube a odnogi po 7 - 8 cm. Kozioł jest bardzo spadły po rujce a i tak w rolex replica punkcie skupu waga wskazuje 21,5 kg. Komisja wyceniła wiek kozła na 8 lat a parostki (waga 512 g) na 124 pkt. CIC i srebrny medal. Dziś kozioł ten jest ozdobą mojej kolekcji trofeów, ciesząc moje oko i wywołując miłe wspomnienia. Życzę każdemu koledze aby św. Hubert pozwolił im na przeżycie tak pięknej łowieckiej przygody. Pozdrawiam. autor: maturas
Wydrukuj ![]() | ![]() |
||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||
|
|
![]() |
![]() |