knieja bullet Co szumi w kniejach
Filmy
Og³oszenia
Forum dyskusyjne
Galerie zdjêæ
Opowie¶ci z kniei
Kuchnia my¶liwska
Kalendarz
Znalezione w sieci
Kynologia
Akty § Prawne
 
Strona g³ówna
 
 
 
 
 
 
Og³oszenia
login: has³o:
Zapomnia³em has³a Zarejestruj siê!
     
« Opowiadania ³owieckie

A MIAL BYC LOPATACZ


Chce sie podzielic swoimi wrazeniami z safari na polnocy British Columbii,
najpiekniejszej prowincji Kanady, gdzie wystepuje najwiecej zwierzat
lownych na ktore mozna polowac.Polowalismy w czworke od 19 wrzesnia do
1 pazdziernika2006 w rejonie Muskwa-Keczika okolo 250 km od miejscowosci
Fort St. John.
Po wyemigrowaniu do Kanady d 1990 roku mieszkam w Ottawie - stolicy
Kanady, nie jest to najciekawsze miejsce pod wzgledem lapania ryb czy
polowania. Brat Ryszard mieszka w BC, prawdziwym raju dla mysliwych i
rybakow. Co 2-3 lataodwiedzamy sie i wtedy przy dlugich, wieczornych Polakow rozmowach zapadaja obietnice wspolnych wypraw na polowania i
na ryby, ktorych nam tak bardzo brakuje po wyjezdzie z Polski.
Boze Narodzenie 2004 Ryszard spedza z nami w Ottawie i z tej okazji zamawiam polowanie dziki w okolicy Scherbrook ,po sasiedzku w prowincji
Quebeck, niedaleko bo tylko cztery godziny jazdy samochodem.
Ryszard,ktory ma na swoim koncie piekne losie - lopatacze, jelenie wapiti czyli
elki i niedzwiedzie z checia jedzie na tego quebeckiego dzika, nawiasem mowiac sa one sprowadzone z Polski.
W ciezkich warunkach - przy minus 20C, przy pokrywie sniegowej siegajacej powyzej 1m Ryszard ladnie strzela dzika ktory wazy 125 kg. W rewanzu
Ryszard zaprasz mnie na olnocne safari do BC.
Rozmowy o tej wyprawie z zona trwaly ponad rok i wszystko bylo dobrze do czasu kupienia biletu lotniczego do Vancuver.Moja polowica zaczyna zdradzac
objawy najwyzszego zdenerwowania : a jak ty sobie poradzisz z tak ciezkimi warunkami tego polowania, a tam jest duzo niedzwiedzi i wilkow etc.
Do mlodzikow juz dawno przestalem sie zaliczac, ale musze sprubowac, po prostu musze. Pakowanie : biore ze soba ulubionego czeszka w kalibrze 9,3x62, zona dorzuca cieplej bielizny bo na polnocy to bedzie zimno, ostatni
telefon do brata i 18 wrzesnia o piatej rano wylot do Vancouver.
Nie moge powiedziec ze byl pzryjemny : jest opozniony z powodu gestej mgly,
nad preriami spore turbulencje, mam wrazenie jak bysmy jechali po bruku a nie lecieli w powietrzu. Dopiero nad BC niebo robi sie laskawe i przez dziure
w chmurach widac osniezone szczyty Gor Skalistych i slynna Doline Okanagan
o przepieknym klimacie, gdzie sa plantacje czeresni, brzoskwin, winogron.
Nie trwalo to dlugo, bo znowu chmury, deszcz i w takich warunkach ladowanie w Vancouver. Bron odbieram bez zadnego klopotu, ale tacimy
prawie dwie godziny na znalezienie zasadniczego bagazu. Przejazd przez miasto, maly odpoczynek, pakowanie prowiantu i sprzetu obozowego zajmuje nam sporo czasuale mimo to brat zabiera mnie na mala wizyte do swojego kolegi Jarka zwanego Motylem. Dlaczego Motylem : bo zbiera motyle i rzadkie owady , ma ich kilkaset z calego swiata a szczegolnie z tropikow, Nowej
Gwineii, Poludniowej Ameryki, Azji. Posiada w swoich zbiorach unikalne owady jak polskie jelonki, koziorog debosz, jelonki azjatyckie. Wszystkie te okazy sa ulokowane w gablotach znapisami wlaczajac nazwy lacinskie.
Jako bylemu lesnikowi ten zbior i pasja Jarka zapalonego mysliwego,
wedkarza ogromnie mi zaimponowala.
Rano pobudka o siodmej, pakowanie sprzetu do przyczepy ktora bedzie ciagniona przez samochod Ryszarda : Ford F-250 wyposazony w silnik
diesel ok.300 koni mech. napedzny na wszystkie kola, a zabieramy z soba
absolutnie wszystko co jest nam potrzebne do spedzenia dwoch tygodni na odludziu : Quada z zapasem paliwa, kilka kanistrow wody pitnej, sprzet obozowy jak pilarka ,plandeki, nawet lancuchy na kola do samochodu bo tam na polnocy , w gorach mozna zostac nawet ostra zima.
Jedziemy do biura Agenta Rzadowego celem wykupienia dla mnie licencji na
elka i losia cco zalatwiamy szybko i bez zadnych problemow i o czsie meldujemy sie na stacji benzynowej w malym miasteczku Hope gdzie czkaja na nas wspoltowarzysze lowow : Janusz i Darek. Przy powitaniu Janusz odzywa sie "no to ty nie wygladasz az tak zle jak cie opisywal twoj brat" i wiem odrazu ze przyjdzie mi spedzic polowanie w gronie wspanialych kompanow.
Zatankowanie samochodow, kawa na droge i tak zaczyna sie najwspanialsze, ciezkie pod wzgledem warunkow ale i najbardziej cenne i zapadajace w pamieci polowanie mojego zycia, tym bardziej cenne bo to jest prezent od mojego brata na moje 58 urodziny.
Constellation has a 66-year history and is one of OMEGA's oldest collections. Since its inception in 1952, the Constellation series has undergone aesthetic changes, from the "Pie-pan" dial of the 1950s to the ultra-thin quartz watches of the 1970s, to the Manhattan constellation and its iconic claws in 1982. Today, many Constellation models are equipped with an observatory movement,replica watches a tribute to the tradition of luxury and precision. In this article, we will look back at the history of the Omega Constellation and explore how this immortal series was born, evolved and developed, and gained a unique star appeal.

Jedziemy w poprzek BC , poprzez piekne gory pokryte wspanialymi lasami, niestety w tej chwili gnebione plaga kornika drukarza, trasa przechodzi nad dolina rzeki Fraser, ktora to w jej dorzecza, nieraz na odleglosci powyzej 2000 km ciagna na tarlo wszystkie gatunki lososia jaki wystepuje w BC. Wjezdzamy na Wyrzyne rzeki Frazer i zaczyna sie zmieniac krajobraz i roslinnosc doslownie z minuty na minute : bardziej plasko drzewa o wiele nizsze niz w gorach, klimat jest tu polpustynny, dominuje krzaczasta szalwia i piolun, dominuje szaro-popielaty kolor, zielono jest tam tylko gdzie siegaja duze samojezdne deszczownie.
Janusz musi po drodze wstapic do znajomych mieszkajacych w okolicy jeziora Williams i tu spotyka mnie autentyczny szok.Wita nas Pani Ewa i prowadzi na budowe prowadzona przez jej meza Wojtka : jest to dom goscinny wykonany glownie z drewna osiki z ladnie wkomponowanymi konarami.Chce tu wspomniec ze drewno osiki polnocnej po wysuszeniu niczym nie ustepuje pod wzgledem twardosci i wytrzymalosci od innych gatunkow drzew twardzielowych.
Zwiedzamy nastepnie jak ja to okreslam domek z bajki wykonany recznie z drewna przez poprzedniego wlasciciela z unikalnym systemem ogrzewania i niespotykana konstrukcja dachu, domek ten jest rzadkim unikatem - nie jest to moja opinia ale jednego, powaznego architekta z Los Anngeles, ktory spedzil ponad dwa tygodnie na badanie i udokumentowanie tego arcydziela ludzkich rak.
Po drodze na obowiazkowy "skromny" poczestunek w zapewnieniach Pani Ewy zaz

najamiamy sie z charakterami i przywarami ulubiencow Pani Ewy to jest ze stadkiem 15stu pieknych koni, przebywajacych na duzym , ogrodzonym wybiegu. Przy spoznionym obiedzie dochadzimy z Wojtkiem do odkrycia ze jestesmy prawie rownolatkami, a w latach 50-60 mieszkalismy po sasiedzku w Szczecinie : on na Konopnickiej a my z bratem na Czorsztynskiej.Jaki ten swiat jest maly : tylko 14000km i kilkadziesiat potrzeba bylo zeby sasiedzi sie spotkali w glebi BC. Chce tu wspomniec o pasji Wojtka a sa nia kaktusy, ktore zbiera od lat, hoduje je w specjalnie na ten cel postawionej szklarni, a ma ich okolo 2000.
Wszystko co dobre szybko sie konczy, nas pogania czas, mamy jeszcz spory kawal drogi przed soba, pozegnania,zapewnienia o nastepnych wizytach i w droge. Zapada zmrok, patrze jak umykaja kilometry i okolo 11 w nocy zjezdzamy na przydrozny parking dla trakow zeby sie przespac.
Pobudka o siodmej rano i w droge, zostalo okolo 450 km do przejechania, a chcemy byc na miejscu wczesnym popoludniem zeby miec czas na rozbicie obozowiska.Przejezdzamy przez doline rzeki Peace , skad wszystkie rzeki plyna na polnoc i na krotko zatrzymujemy sie w miescie Fort St. John, Janusz chce kupic montaz na bron do quada, jest okazja zobaczyc jak wyglada sklep mysliwski na polnocy. Kompletne zaskoczenie ; sklepu takiegonie ma w Vancouver ani w stolicy, taka jest nasza zgodna opinia : bardzo duzy bardzo dobrze zaopatrzony,bardzo pieknie udekorowany medalionami wszystkich kanadyjskich zwierzat.
Przejazd przez miasto gdzie dojechlismy : polnoc czuc na kazdym kroku, masa sprzetu wiertniczego , bazy ciezkiego sprzetu do budowy drog, cala praca tu idzie zima gdy mroz skuje bagna a jest ich tu mnostwo. Ostatni etap naszej trasy biegnie slynna alaskanska autostrada zbudowana w czasie drugiej wojny swiatowej na potrzeby wojska. Jest to teraz ladnie utrzymana autostrada, co nie oznacza bezpieczna a zwaszcza w zimie.
Slynie ona z duzej ilosci wypadkow ze zwierzetami i gololedzi tzw czarnego lodu, wystepujacego od poznego lata do poznej wiosny.
My nie mamy zadnych problemow z dotarciem na miejsce naszego obozowiska, rozpakowanie sprzetu, zywnosci , rozbicie namiotu w ktorym bede spal Januszem i Darkiem, ustawienie i przetestowanie dwoch agregatow zajmuje nam ponad dwie godziny.
Chce teraz opisac teren w ktorymbedziemy polowali : jest to 4,5 mln ha lasow polozonych pomiedzy rzekami Muskwa - Kechika - Sikani w gorach gdzie wysokosc dochodzi do 3000npm, teren przeznaczony do hodowli i gospodarki populacja jelenia wapiti czyli elka.Wcelu poprawienia bazy zerowej dla elka i losia sa tu przeprowadzane kontolowane wypalania lasow. Na terenie tym wystepuja prawie wszystkie gatunki lownej na ktore mozna polowac w Kanadzie a sa to ; elki, losie , owce skalne, kozy sniezne, zubry - choc po angielsku nazywaja sie wooden bison czyli doslownie lesny bizon to dla mnie sa to jak polskie zubry ktore znam z okolicy Miroslawca. Sa tu gorskie karibu, niedzwiedz czarny i gryzli , wilki , kojoty,jelenie wirginijskie wielkouche i bialoogoniaste,jarzabki i inne drobne zwierzaki.
Licencji mamy mnostwo : kazdy z nas ma elka i losia, ponad to chlopaki maja niedzwiedzie, owce, karibu. Na pytanie jak to wykonac odpowiedz jest prosta jesli pogoda odpowie i odrobina szczescia darowanego nam przez Sw.Huberta. Pogoda nie chce kooprowac od samego poczatku : mial byc snieg i mrozek a jest cieplo i wietrznie.
Dzien ma sie ku koncowi i chlopaki decyduja sie na zlozenie wizyty obozujacym tu od czterech tygodni trzem mysliwym z Vancouver.Oboz zastajemy pusty, wszystko na wierzch bo jak sie potem przekonalem tu nikt nic nie chowa, jedynym wyjatkiemjest bron, ktora ma byc na obozowisku rozladowana i lepiej zeby nie byla na widocznym miejscu.
Chcac sobie skrocic czas oczekiwania na gospodarzy obozu podpuszczamy Ryszarda zeby zawabil, ten nie daje sie dlugo prosic i bardzo ladnie wabi byka.Nie uplywa nawet piec minut jak padaja dwa strzaly, no na cos sie te Ryszarda wabienie przydalo, po prostu pomoglo wyciagnac byka na strzal.
Po okolo 15 min zjawia sie pierwszy z gospodarzy Jacek i sklada raport ze Zbyszek i Alek strzelili przepisowego szsciopunktowego czyli dwunastaka, za ktorym chodzili do tej a teraz im sie wysunal jak uslyszal innego byka.
My wiemy co to za byk ryczal bo stoi miedz nami.Nie trwa dlugo jak zjawia sie Zbyszek i Alek targajac ladny wieniec, mieso zostanie jutro wyniesione z lasu i przetranspotrowane do przyczepy - chlodni ktora jest w naszym obozie. Po wzajemnych prezentacjach nastepuje barwna opowiesc przebiegu polowania i celebrowanie sukcesu , ale o tym moga mowic tylko mocno wystraszone wilki.
Pobudka o 5:30, goraca kawa, mala przegryzka, Rysiu zalicz obowiazkowa owsianke, na quada i w las.Po ok. 8 km zjezdzamy z glownej drogi400m bo tyle mozna i dalej na piechote.
I tu sie zaczynato czego sie obawialem : moja kondycja pod zdechlym azorkiem, po pietnastu minutach jestem caly mokry,nastepny blad za cieplo sie ubralem.Schodzac ze wzgorza widzimy na nadrzecznych lakach trzy mlode zubry - byki, brat daje mi odpoczac , poogladac te piekne zwierzeta.Odpoczynek jest mi bardzo potrzebny: moje pluca sa na plecach a nogi wychodza uszami.
Ruszamy dalej przez strumyk po zwalonych drzewach, pod gore poprzez gesty swierkowy mlodnik sciezka wydeptana przez elki i misie wychodzimy na odsloniete , mloda uprawa po wypalenisku, wkolo nas duzo powycieranych osik i swierkow przez elki.Ryszard decyduje sie na zajecie stanowiska na skraju swierkowego mlodnika i uprawy a ja staje za dwumetrowym swierkiem, on przesuwa sie troche w lewo i zaczyna wabic.
Rozpoczyna na byka szukajacego lani i na odzew nie czekamy za dlugo.Byki odzywaja sie niemrawo ,jak z laski, cieplo, poprostu zaznaczja ze sa.Po dziesieciu minutach brat decyduje sie zmienic wab na grzejaca sie lanie, odpowiedz prawie natychmiastowa - z mlodnika wychyla sie byk, jest blisko 50-60m .Itu daje o sobie znac Sw.Hubert i przeznaczenie : widze w lunecie nimal czarna gebe, swiece z biala obramowka i co najgorsz nie moge rozpoznac wienca. Byk stoi idealnie na sztych : widze pieknie wyswiecone oczniaki i nadoczniaki,dlugie opieraki, ale nie jestem w stanie okreslic gory czy ma trzy odnogi i dobry do strzalu czy tylko dwie i nie mozna go strzelac.Slysze nerwowy szept Rysia co ma na gorze czy dobry,Bykowi sie cos niepodoba , robi dwa kroki i znika jak duch w mlodniku
Rozwarzamy cala sytuacje : ja nie bylem pewny czy go mozna strzelac, strzal trudny5-10cm pod gege, a tak duzy i piekny jelen zasluguje na naprawde poprawny, dobry strzal.
Pierwsze koty za ploty, postanawiamy sprubowac podejsc byka ktory odzywa sie nad rzeka, niedaleko, moze ok. 1,5 km od nas. Latwo to powiedziec podejsc bo znowu pod gore, tr cholernie geste i kolczste krzaki czepiaja sie wszystkiego, prawie zjazd na czterech literach w dol i jestesmy nad rzeka. Mamy wglad rzeke, mimo ze jestesmy bardzo blisko, nichetnie odzywajacego sie byka nie mozemy go zobaczyc w tym gaszczu.Wpewnym momencie wydaje mi sie ze slysze losia, tak to byk ciagnacy rzeka postekuje, pokazuje kierunek bratu i on go tez slyszy.Decyzja zapada bardzo szybko : trzeba go sprubowac podejsc i znowu po tych wszystkich udogodnieniach przedzieramy sie nad rzeke, brat postekuje, ale nasz los ma cos innego na mysli i w odleglosci ok 300m przechodzi na drugi brzeg i zaszywa sie gestych swierach na dzienny odpoczynek.
Robi sie prawie poludnie i dla nas pora na powrot do obozu na odpoczynek.
Diabli biora odpoczynek - zjawia sie grupa pod wezwaniem Alka z miesem strzelonego elka, ktore wedruje do chlodni, a my staramy sie dojsc kto tego byka strzeli.Dobijamy sie do tego ze w Vancouver chlopaki ustalili ze beda strzelali razem ale zdobywca trofeum bedzie Alek i tak powstaje powiedzonko " i tak jak zostalo ustalone w Vancuover".
Wieczorne wyjscie z tego powodu traktujemy ulgowo objezdzajac quadami tere, widzimy duzo jeleni wirginijskich, sa bezpieczne bo nie ma na nie sezonu, spotykamy poteznego zubra - samotnika, chlopaki sa niepocieszeni ze nie maja licencji - ale nie jest ja ³atwo wylosowaæ. Tre¶æ z portalu turystycznego - agoda
Koniec czê¶ci 1
 
O nas kontakt Kontakt reklama Polityka prywatno¶ci Reklama strona g³ówna Strona g³ówna
Copyright © 2002 - 2024 knieja.pl.