|
W±wozyPiêkne uroczysko za Draw±, od niepamiêtnych lat ulubione miejsce zasiadek na grubego zwierza Józia F. W±wozy polodowcowe ci±gn±ce siê prawie od drogi Barnimie-Jelonek a¿ do bagien, gdzie, co roku maj± swoje siedlisko ¿urawie. Je¼dzili¶my tam czêsto razem, Józek siada³ zawsze na pieñku pod krzywa sosn±, ja te¿ mia³em swój pieniek na skraju w±wozów, bli¿ej uroczyska "orle". W pobli¿u w±wozów krzy¿owa³y siê szlaki wêdrówek grubego zwierza, zawsze tutaj spotykali¶my dziki i jelenie. To tutaj, obserwuj±c szybuj±ce pary bielików, s³uchali¶my zawsze o tej samej porze jak¿e mi³ego dla my¶liwego ucha, klangoru ¿urawi. W czasie rykowiska rycza³o na w±wozach, co najmniej po kilka mocnych byków, w±wozy i mnie dostarczy³y wielu ³owieckich emocji. Jest bardzo ciep³y grudzieñ okres huczki, siedzê sobie na swoim pieñku, obserwujê przeciwleg³y brzeg w±wozu poro¶niêty sosnowym m³odnikiem, wyra¼nie dochodz± stamt±d odg³osy dziczego wesela, ale na razie nic nie widzê. A jednak s±, miêdzy sosenkami migaj± sylwetki dzików, odleg³o¶æ nie wielka, na szeroko¶æ w±wozu, no mo¿e ze sze¶ædziesi±t kroków sk³adam siê i czekam, z sosenek wychyli³ siê na czyste spory dzik, mierzê na komorê. Po strzale dzik ostro rusza w dó³ w±wozu i pod górê prosto na mnie, oprawiaæ nie zd±¿ê, uciekaæ nie mam gdzie, zreszt± wszystko dzieje siê b³yskawicznie, dzik przelatuje prawie ocieraj±c siê o mnie i pada martwy dwa kroki od pieñka. Po och³oniêciu z wra¿enia, na strach nie by³o czasu, patrosz±c stwierdzam strza³ prosto w serce. *** Koniec rykowiska, dewizowcy ju¿ wyjechali, teraz obaj z Józiem samotnie siedzimy na w±wozach, ka¿dy na swoim pieñku. Pocz±tek pa¼dziernika jest bardzo ciep³y, trwa jeszcze babie lato, w lesie sucho grzybów nie ma, nikt w dzieñ zwierzy nie niepokoi, b³oga cisza tylko para bielików majestatycznie szybuje nad bagnami pewnie wypatruj± ³ysek, a mnie coraz bardziej bierz drzemka. Wstajê, wiêc ze swojego pieñka, przeci±gaj±c siê widzê, ¿e na grubym drzewostanie w kierunku ¿urawich bagien spokojnie ¿eruj±c w podszytach przemieszcza siê chmara jeleni, przez szk³a lornetki obserwujê byka, s³abego szóstaka. Sk³adam siê z wolnej rêki, bo jelenie s± w ci±g³ym ruchu, to bêdzie trudny strza³ miedzy drzewami, jednak ci±gnê lunet±, byk zlewa mi siê z pniami, ale jest ma³a luka, strzelam i byk pada w ogniu. Przychodzi Józek i pomaga mi patroszyæ, szybko robi siê ciemno, zabezpieczam tuszê przed lisami, wracamy do Barnimia, rano na zej¶cie przyjedziemy Jasia "erk±". Rano Józek strzela piêknego dziesi±taka, który po strzale wpada prosto do bajorka, we trzech ledwo wyci±gnêli¶my go na brzeg. *** W 1975 roku w czasie rykowiska, z Józefem spotkali¶my siê w Barnimiu z sympatycznymi Poznaniakami, Fredem i Stefanem. Pogoda jednak by³a wybitnie grzybowa, ciep³o i do tego, co dziennie si±pi³ drobny kapu¶niaczek. Tabuny miejscowych grzybiarzy, a szczególnie sobotnio niedzielne wycieczki, ¿e Szczecina, skutecznie wyp³oszy³y wszelakiego zwierza z jego mateczników. Byki milcza³y jak zaklête, chmary jeleni pochowa³y siê gdzie¶ w ma³ych ¶ródpolnych remizach, bo jedynie tam mog³y zaznaæ trochê spokoju. Przez kolejne trzy dni, w czasie rannych i popo³udniowych zasiadek nikt z nas nie spotka³ ani jelenia ani dzika. W ostatni niedzielny poranek bardziej z rozpaczy ni¿ w nadziei spotkania czego¶ pod lufy, pojechali¶my za Drawê na „wydzielony” Józef jak zwykle na ulubione w±wozy, Fred, ¿e Stefanem na „Orle”, a ja pilnowa³em Zatomskiej drogi. Jeszcze po ciemku na piaszczystej drodze zacz±³ siê ruch, jak co najmniej na Alei Wojska Polskiego w Szczecinie i to w godzinach szczytu. Zrezygnowany stan±³em pod roz³o¿ystym bukiem na skraju przepad³ej sosnowej uprawy i z nudów liczy³em przeje¿d¿aj±ce samochody. Im bardziej siê rozwidnia³o, tym ruch stawa³ siê mniejszy, ale za to w lesie zaczyna³y siê okrzyki grzybiarzy. Niespodziewanie z m³odnika wyskoczy³a na uprawê m³oda ³ania, zatrzyma³a siê na ¶rodku i nerwowo strzyg±c ³y¿kami, nas³uchiwa³a nie parlamentarnych odg³osów grzybowej czeredy. Jeden osobnik szczególnie siê wyró¿nia³, przera¼liwie wrzeszcz±c, co chwilê, Fraaneek, Fraaneek. Strza³ do stoj±cej ³ani by³ czyst± formalno¶ci±, zrobi³a przepisow± rakietê i z ³omotem wpad³a w sosnowy m³odnik. Po strzale wrzaski na chwile przycich³y, by jednak za moment, wybuchn±æ ze zdwojon± energi±, a osobnik wo³aj±cy Franka wrzeszcza³ jakby go ¿ywcem, ¿e skóry obdzierali. £ania strzelona idealnie na komorê, pad³a na skraju m³odnika, patrosz±c s³ysza³em wyra¼nie, ¿e wrzeszcz±cy „dzikus” zbli¿a w moim kierunku. Kiedy Go, tak ca³y czas wrzeszcz±cego zobaczy³em, z dziesiêæ metrów od m³odnika, to z ufarbowanymi po ³okcie rêkami i sztucerem na ramieniu ostro ruszy³em w Jego kierunku. I teraz ja na ca³e gard³o wrzasn±³em, no chod¼ tu ³ajzo, bo Franka to ju¿ wypatroszy³em. Reakcja by³a piorunuj±ca, wyra¼nie podchmielony m³ody osobnik, z histerycznym wrzaskiem, raatunkuuu morduj±, ostrym sprintem rzuci³ siê w gêsty m³odnik, s³ychaæ by³o tylko szybko oddalajace siê trzaski ³amanych ga³êzi. Kiedy ca³± historiê opowiedzia³em kolegom, najpierw ze ¶miechu trzymali siê za brzuchy, a pó¼niej jednak mówi±c, e chyba lejesz wodê, zaczêli mi nie dowierzaæ?. Moj± opowie¶æ uwiarygodni³ jednak Józef, który by³ najbli¿ej mnie i s³ysza³ histeryczne wrzaski wystraszonego amatora grzybów autor: busiekptok
Wydrukuj ![]() | ![]() |
||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||
|
|
![]() |
![]() |