|
Bukaty„By³o to, dawno, dawno przed laty, Gdy POHZ na £anie wypasa³ bukaty, Za zwierzem my¶liwy tam szpera³, Bywa³o, ¿e zawita³ tam te¿ genera³, A zwierz ? By³ - mleczny, no i ³aciaty." Pañstwowy O¶rodek Hodowli Zarodowej w Tyliczu – jak sama nazwa wskazuje hodowa³ du¿e ilo¶ci byd³a zarodowego w tym opasowego . By³y to tzw. bukaty i wypasano je na trawiastym „£anie” i innych ³±kach, przy samej granicy z ówczesn± Czechos³owacj± - teraz S³owacj± . £±ki by³y ogrodzone g³adkim drutem podtrzymywanym przez betonowe s³upy. Wypas by³ kwaterowy , czyli gdy brakowa³o trawy w jednej kwaterze przeganiano bukaty do nastêpnej bogatej w trawê i tak w ko³o Macieju . Do POHZ-tu nale¿a³o te¿ kilkusethektarowe gospodarstwo w Izbach u stóp „Lackowej” najwy¿szego wzniesienia Beskidu Niskiego, które te¿ posiada³o odpowiednie budynki – obory - do tej hodowli .Swego czasu uznano, ¿e ile¶ tam sztuk- by³o ich prawdopodobnie kilkadziesi±t -nale¿y przegoniæ do gospodarstwa w Izbach , a ¿e odleg³o¶æ niewielka , to nie widziano ¿adnego problemu w wykonaniu tego zamierzenia, chocia¿ nie przewidziano pewnej przeszkody ze strony samej natury . Lato tamtego roku by³o nadzwyczaj burzowe. Pogoda zmienia³a siê nagle, i na przekór przewidywaniom meteorologów. Nawet ma³ej, zdawa³oby siê niewinnej chmurce towarzyszy³y silne wy³adowania atmosferyczne i ulewne deszcze . Sama przyroda zdawa³a siê prosiæ i wo³aæ o umiarkowanie. Tylko potoki ; ten Mrokowski i te bezimienne, które „Dzielec” rozdziela³ na wsze strony, zdawa³y siê byæ zadowolone pracowicie rze¼bi±c nowe koryta, przelewaj±c po ich kamienistych dnach spienione i muliste wody. Beskid S±decki spowity by³ w szary p³aszcz mgie³, a ziemia i lasy by³y nieustannie biczowane dokuczliwymi strugami d¿d¿u. Zjawiska krasowe pracowa³y pe³na par± syc±c wsi±kaj±c± wodê w konieczne do ¿ycia i leczenia pierwiastki chemiczne. W tak± to pogodê rozpoczêto przegon byd³a i gdy stado znajdowa³o siê na wzniesieniu dziel±cym dawniej granicê województwa krakowskiego i rzeszowskiego, ni st±d ni z stamt±d, rozszala³a siê silna burza z piorunami Nad gonionym stadem wolców ,b³yskawice raz po raz rozdzieraj±ce niebosk³on, zlewa³y siê z hukiem piorunów. Wprowadzi³o to zamêt i niepokój w stadzie. Bali siê te¿ ludzie. Bukaty rozpierzch³y siê po lesie .Burza nie ustawa³a. Pracownicy opiekuj±cy siê byd³em starali siê zgoniæ stado do kupy, ale nadchodzi³ szybki zmierzch co utrudnia³o poszukiwania w mokrym i ciemnym lesie. Zgoniono jednak znaczn± czê¶æ byd³a odk³adaj±c poszukiwania reszty na nastêpny dzieñ. Kilkunastu sztuk, nie uda³o siê odnale¼æ. Strata by³a ogromna. Wprawdzie niby widywano tu i ówdzie owe byczki , ale wznawiane poszukiwania nie dawa³y rezultatów. Mówiono, ¿e przekroczy³y granicê Pañstwa, bo wopi¶ci potwierdzali tropy na pasie granicznym, ale te wiod³y w obie strony. Zdarza³o siê, ¿e i my¶liwi poluj±cy w pobli¿u granicy widywali bydlêce tropy, których tam nie powinno byæ. Wreszcie kierownictwo POHZ-tu zwróci³o siê do kó³ ³owieckich w tym i do mojego z pro¶b±; je¿eli dojdzie do spotkania z takim - pewnie ju¿ zdzicza³ym bydlêciem- to nale¿y je zastrzeliæ i powiadomiæ o tym w³a¶ciciela. Koledzy zapalili siê do tych niecodziennych polowañ, okupuj±c domniemane miejsca ich pobytu w pobli¿u granicy – niestety bez rezultatu. Na ta¶mie mojej, ci±gle ¿ywej pamiêci, przesuwa siê obraz pewnego polowania za £anem, czyli w uroczysku gdzie mia³y obraæ sobie ostojê rozpêdzone przez burzê bukaty, Inna sprawa, ¿e to ju¿ by³a tylko legenda, bo z tych bukatów – winny wyrosn±æ potê¿ne wo³y – up³ynê³o przecie¿ kilka lat od owego incydentu , a one w opowiadaniach ci±gle tam by³y, co przydawa³o temu rewirowi nieco tajemniczo¶ci. O tej legendzie opowiedzia³em pewnemu wysoko postawionemu genera³owi, który leczy³ sko³atane zdrowie w naszym sanatorium a by³ te¿ zapalonym my¶liwym nieodpowiadaj±cym utartym opiniom o prominentach. Tego jak raz cechowa³a skromno¶æ, kultura osobista i wysokie poczucie etyki. Pewnego piêknego wrze¶niowego popo³udnia, po dokonaniu wszelkich formalno¶ci z powiadomieniem WOP-u o miejscu i czasie przebywania, wyjechali¶my na polowanie w okolicê ³ysego £anu i Dzielca. Samochód, znaczy siê syrenkê 105 L – a co ! Moj± a nie genera³a - zaparkowali¶my w pobli¿u potê¿nych silosów, sk±d roztacza³ siê wspania³y widok na bêd±c± ju¿ w z³ocie jesieni poblisk± okolicê z granic± Pañstwa w tle, nad któr± sta³a wygodna ambona akceptowana przez Wopistów. Czasami miewali tam punkt obserwacyjny, a my my¶liwi czasem kontemplacyjny, chocia¿ rzadko- bo uroczysko to by³o bogate w ró¿nego rodzaju i gatunki zwierza ,st±d uwaga my¶liwego skupia³a siê raczej na podgl±daniu ich przyzwyczajeñ, dróg przemieszczania, zachowañ, a czasem wnikliwej obserwacji osobnika co do jego cech genetycznych; sylwetki, formy parostków czy wieñcy. Owe obserwacje nieraz trwaj±ce kilka dni prowadzi³y czasem do wyboru osobnika o wyra¼nych cechach selekcyjnych a wtedy przemawia³a strzelba lub sztucer. On± to ambonê wskaza³em genera³owi i przypuszcza³em, ¿e nie tylko bêdzie kontemplowa³ walory estetyczne roztaczaj±cego siê na wsze strony przecudnego krajobrazu, ale i zobaczy nieco zwierza, szczególnie tego który zechce przekroczyæ granice. Robi³y to systematycznie ca³e chmary jeleni, prowadzone przez do¶wiadczone licówki. Szczególnie wyró¿nia³a siê jedna z nich o gniadym ubarwieniu swojej sukni, jakby nieco lu¼nej, trochê ju¿ ko¶cistej sylwetce i opadaj±cej prawej ³y¿ce, co wskazywa³o na jej wiêcej jak ¶redni wiek. Ona to prowadza³a swoj± chmarê wekslem w pobli¿u naszej ambony. By³a bardzo ostro¿na. Wysuwa³a z gêstwiny swoj± przyd³ug± szyjê i d³ugo, d³ugo oczy³a rozpoznaj±c uznane za swoje bogate ¿erowisko. Rok rocznie prowadzi³a te¿ dorodnego cielaka i by³y to zazwyczaj byczki .Potem sz³y jej m³odsze towarzyszki ze swoim przychówkiem a na koñcu te ja³owe , nieprowadz±ce i inna m³odzie¿. Za t± w³a¶nie chmar±, kiedy ta ju¿ wysz³a na otwart± przestrzeñ ³±ki i spokojnie ¿erowa³a wybieraj±c co smaczniejsze ro¶liny, po jakim¶ czasie, majestatycznie, niezbyt ostro¿nie wysuwa³ siê dorodny byk. K³ad³ siê na ma³ej p³azieñce tu¿ obok granicy i obserwowa³ swój harem . D³ugo rozpoznawa³em jego sylwetkê i poro¿e. Zawsze co¶ przeszkodzi³o i nie mog³em doliczyæ siê odnóg na jego tykach . Widzia³em, ¿e by³ bykiem koronnym w sile wieku o czym ¶wiadczy³a jego potê¿na sylwetka, gruby i krótki kark, ³adnie ukszta³towany ³eb, zwieñczony imponuj±cym poro¿em w owalnej formie, kielichowymi koronami z potê¿n± roz³og±. Wiedzia³em na pewno jedno ! Na ten czas ten byk nie mo¿e byæ odstrzelony. By³ w swojej szczytowej formie, chocia¿ tak na pierwszy rzut oka jakby ociê¿a³y, jakby chyl±cy siê ku zachodowi swojego ¿ycia, ale pozory myl±, bo gdy która¶ z ³añ nieco oddali³a siê od chmary natychmiast reagowa³ pogoni± i mocnymi razami swojego imponuj±cego poro¿a, zmusza³ j± do powrotu. Wcale nie zwa¿a³ na konwenanse, ¿e to p³eæ piêkna, ¿e s³absza i niedo¶wiadczona, a ju¿, gdy przypadkiem znalaz³ siê w pobli¿u jego haremu jaki¶ kibic, chc±cy uszczkn±æ nieco zakazanej mu jeszcze mi³o¶ci, to ju¿ nie by³o upro¶. Ta góra stalowych miê¶ni przekszta³ca³a siê w zion±c± par± swych nozdrzy, maszynê zdoln± do przeprowadzenia b³yskawicznego i bardzo gro¼nego dla ¿ycia i zdrowia rywala ataku, a wtedy natrêtny m³okos musia³ natychmiast korzystaæ z r±czo¶ci swych badyli aby z bezpiecznej odleg³o¶ci obserwowaæ czy czasem los lub nieuwaga w³adcy lub inne sprzyjaj±ce okoliczno¶ci nie pozwol± mu na bli¿sz± znajomo¶æ z któr±¶ ³añ z haremu. A on pan i w³adca upowa¿niony przez naturê do przed³u¿ania gatunku z triumfem zatrzymywa³ siê po b³yskawicznej pogoni, zarzuca³ swój imponuj±cy wieniec na grzbiet i wydawa³ ze swojej krtani potê¿ny triumfuj±cy ryk okraszony k³êbami pary. Nieraz ufaj±c swojej potêdze wydawa³ tylko krótkie chrapliwe strasz±ce g³osy które zazwyczaj wystarcza³y jako przestroga dla rywali i krêc±cych siê wokó³ chmary m³okosów. Nie, nie móg³ byæ odstrzelony nawet przez genera³a, zreszt± ten z którym polowa³em - jestem tego pewny - nasyci³by swoje zmys³y bogactwem i ró¿norodno¶ci± fauny naszego piêknego Beskidu s±deckiego i uzna³by polowanie za bardzo udane.. Rozeszli¶my siê ka¿dy w swoj± wcze¶niej ustalon± stronê, umawiaj±c czas i miejsce spotkania po zakoñczeniu ³owów. Ja uda³em siê z nadziej± spotkania zwierza – ka¿dy my¶liwy jej ho³duje – na pagórek obok samotnej stodo³y, z którego mia³em wgl±d w kierunku „ Zielonego szlaku” i „Potoku Gogoca „. W nied³ugim czasie po wygodnym usadowieniu siê na wybranym miejscu rozpocz±³ siê ruch zwierzyny. Pierwsze jak zwykle w tym miejscu pokaza³y siê dwa koty – znaczy siê zaj±ce, z potoku Gogoca wysz³a znana mi koza z dwoma ko¼lakami, które mniej interesowa³y siê ¿erem a wiêcej zabaw±.. Mo¿e i mia³y racjê. Nad ich bezpieczeñstwem czuwa³a matka. Pod sam wieczór gdy mrok zacz±³ skrywaæ brzeg potoku , jak duch na ³±ce pojawi³ siê te¿ znany mi piêkny w sile wieku rogacz, zapewne ojciec owej dwójki ko¼l±t beztrosko hasaj±cych po ³±ce. W czasie rui widywa³em go kilka razy przy boku ich matki. Ksiê¿yc bêd±cy w pe³ni powoli rozpoczyna³ wêdrówkê po niebosk³onie, jakby wstydliwie wychylaj±c swoj± pyzat± i czerwon± twarz zza zbocza Dzielca . Obserwowany rogacz wysun±³ siê na ¶rodek ³±ki, w pewnym momencie przerwa³ swój wieczorny posi³ek, odskoczy³ nieco w bok i g³o¶no brechn±³. To lis wybra³ siê w poszukiwaniu swojego wieczornego posi³ku. Koza równie¿ przerwa³a ¿er ocz±c w kierunku dyndaj±cej rudej sylwetki mykity. Ko¼lêta choæ m³ode, te¿ przerwa³y ¿erowanie instynktownie zbli¿aj±c siê do matki, która stara³a siê odstraszyæ lisa, tupi±c ze z³o¶ci± przednimi cewkami. Koñcz±cy siê dzieñ bra³ siê w zapasy z rozpoczynaj±c± siê wrze¶niow± noc±, która wyprowadzi³a w bezbrze¿a niebios miliony gwiazd a w¶ród nich przepiêkn± konstelacjê Wielkiej nied¼wiedzicy, po ³acinie zwan± „Ursa Major”. Dlaczego? Nie wiem, ale lubi³em w pogodne noce, na zasiadce, gapiæ siê na siedem jasnych gwiazd, odnajdywaæ gwiazdê polarn± wskazuj±c± pó³noc, bo tam na pó³nocy kraju mieszka przecie¿ mój serdeczny Przyjaciel u którego boku stawia³em moje pierwsze my¶liwskie kroki. A i sam z rodzin± spêdzi³em tam wiele, wiele lat szczê¶liwego ¿ycia rodzinnego. Wreszcie tam na pó³nocy kraju zawar³em trwaj±ce do dnia dzisiejszego przymierze z kniej± i polem. Zbli¿a³ siê czas spotkania z genera³em .Zakoñczy³em wiêc ³owy i powoli wtapiaj±c siê w coraz krótsze ksiê¿ycowe cienie drzew, uda³em siê na miejsce spotkania od czasu do czasu spogl±daj±c przez lornetkê na go³e, rozja¶nione blaskiem ksiê¿yca zbocze ³anu . Nagle przypomnia³em sobie, ¿e przecie¿ opowiada³em genera³owi ow± przygodê z POHZ-towskim byd³em, a zaje¿d¿aj±c pod silosy k±tem oka dostrzeg³em, ¿e na ³±ce pewnego gospodarza w zagrodzie z drutu pasie siê kilkoro byd³a, czego nie widzia³ mój go¶æ. Rany Boskie ,krzykn±³em sam do siebie. A je¿eli genera³ uzna, ¿e te bydlêta to pañstwowe bukaty. Jego droga powrotna wypada³a w³a¶nie wzd³u¿ granicy no i te bydl±tka musi zauwa¿yæ. Zdyszany przybieg³em do syrenki, genera³a jeszcze nie by³o. Lornetujê przeciwstok po którym mia³ wracaæ. Istotnie- zauwa¿y³em go jak bardzo powoli idzie ustalon± drog± wykorzystuj±c cieñ rzucany przez ksiê¿yc, przystaje – chyba obserwuje teren przez lornetkê, pewnie sprawdza te¿ wiatr a ten wia³ w³a¶nie od bydl±t. Nie zastanawiaj±c siê da³em mu znak latark±, ale nie odpowiedzia³. Ponownie ¶wiecê i znowu nic, a tu do byd³a coraz bli¿ej, które w dodatku skupia siê na samym brzegu potoku zaro¶niêtego szara olch±. Nic innego tylko wzi±³ je za zdzicza³e bukaty i nie namy¶laj±c siê w³±czy³em silnik, ¶wiat³a, a na dodatek klakson. Szumu i huku narobi³em strasznego - syrenka przecie¿- i wtedy ulga -genera³ odpowiedzia³ . -Co ba³e¶ siê ,¿e strzelê do krowy ?- Za¿artowa³ genera³ a ja dyskretnie wytar³em pot z czo³a i ug³adzi³em resztê w³osów która w miêdzyczasie stanê³a mi dêba. – Widzia³em to stadko dok³adnie, ale w jego pobli¿u ¿erowa³y te¿ jelenie i to w³a¶nie one by³y obiektem moich obserwacji stwierdzi³ go¶æ. Faktycznie obok pastwiska by³o pole ³adnego podrostu koniczyny i tam w³a¶nie ¿erowa³y jelenie, czego z kolei ja nie widzia³em. Chmary gniadej nie by³o na ³±ce pod ambon± st±d i jej w³adca siê nie pokaza³. Szkoda bo by³oby co ogl±daæ. Go¶æ widzia³ za to dwa przysz³o¶ciowe m³ode byczki – te¿ wysz³y ze S³owacji, kilka sarn z ko¼lêtami, ³adnego selekcyjnego rogacza na którego mia³ ochotê, ale jak raz plan by³ ju¿ wykonany. I to by³o na ten raz wszystko. Byli¶my zadowoleni z ³owów chocia¿ ja strachu to siê najad³em do syta. No có¿ takie s± czasem my¶liwskie przygody, okraszone nieprzewidywalnymi zdarzeniami i przygodami i to chyba dla nich nosimy przyciê¿kie strzelby i sztucery tym bardziej ciê¿sze im wiêcej lat przybywa nam na naszych grzbietach . Gwintówka autor: gwintowka
Wydrukuj
| |||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||
|
|