knieja bullet Co szumi w kniejach
Filmy
Og³oszenia
Forum dyskusyjne
Galerie zdjêæ
Opowie¶ci z kniei
Kuchnia my¶liwska
Kalendarz
Znalezione w sieci
Kynologia
Akty § Prawne
 
Strona g³ówna
 
 
 
 
 
 
Og³oszenia
login: has³o:
Zapomnia³em has³a Zarejestruj siê!
     
« Opowiadania ³owieckie

My¶liwski amulet


Ostatnie chwile w pracy i szybko do domu. Rzeczy spakowane, broñ stoi pod wieszakiem. Garnitur do szafy i nareszcie mam na sobie stare my¶liwskie ubranie. Trochê stojê w korku na Wis³ostradzie i ju¿ szosa na wschód. Miñsk Mazowiecki znika za samochodem i obwodnica Siedlec. Gdy mijam Bia³± Podlask± ju¿ my¶lê tylko o tym gdzie pójdê na ksiê¿yc. Piszczac, sklep trochê drobnych zakupów i jestem w Choroszczynce. Otwieram bramê do kwatery a na podwórku Bronek z leszczynowym kijkiem odgania „Cygana”, który ujada niemi³osiernie. Bronek wita mnie po swojemu „kurna jo maæ panie ta ju¿ te warszawiaki wszystko wybili”, kto by go nie zna³ móg³ by pomy¶leæ ¿e on naprawdê tak uwa¿a. Zagl±dam do ksi±¿ki, wpisany Wojtek na szóstkê i szesnastkê i nikogo wiêcej. Wpisujê rewiry dwadzie¶cia piêæ, dwadzie¶cia sze¶æ, kusz± mnie ³±ki nad Grabarem. Bez¶nie¿ny koniec listopada ale za to prawie pe³nia no i huczka. Zbli¿a siê noc, ju¿ czas. Ubieram siê ciep³o bo mam zamiar trochê posiedzieæ przy naszym poletku z kukurydz±. Powinny tam siê pokazaæ dziki. Gdy zje¿d¿am z szosy zatrzymujê samochód i sprawdzam wiatr, wieje z pó³nocy czyli na ambonie siedzieæ nie mo¿na bo wiatr prosto na dziczy weksel. Zaje¿d¿am od strony Zab³ocia , biorê broñ, lornetkê i koc, ruszam od po³udnia, drog± wzd³u¿ lasu w stronê poletka. Ksiê¿yc bladym ¶wiat³em srebrzy kukurydzisko. Na skraju pola przy krzaku wierzby rozk³adam koc i uk³adam siê na nim wygodnie. Kniejówka pod rêk± lornetka obok. Po jakim¶ czasie zmieniam pozycjê, nic siê nie dzieje, zaczyna mnie morzyæ sen. Po godzinie z lasu wychodz± bezszelestnie cztery sarny i wygrzebuj±c z pod ³êcin kaczany spokojnie ¿eruj±. Mijaj± d³ugie minuty odmierzane przesuwaj±cym siê cieniem rzucanym przez ¶wiat³o ksiê¿yca. Gdzie¶ za plecami pêka ga³±¼, po chwili jeszcze raz. Nareszcie, doczeka³em siê. Przeszywa mnie dreszcz z zimna a mo¿e z emocji. Cicho siadam, na kolanach k³adê odbezpieczon± broñ. Z lewej strony za krzakami pojawia siê czarna plama. Du¿y dzik jest tak blisko ¿e nawet nie mogê drgn±æ. Widzê wyra¼nie jego mocn± sylwetkê z napiêciem wêsz±c± i nas³uchuj±c± w stronê poletka. Po trwaj±cej bez koñca chwili dzik rusza do przodu. Zatrzymuje siê o kilka kroków od mojego stanowiska. Obserwujê go z pod przymkniêtych powiek, przeprowadzam niewidzialn± liniê miêdzy wylotem lufy a dzikiem, kula powinna trafiæ na komorê. Zwierz odwraca gwizd w moj± stronê i widzê wyra¼nie jego ca³kiem spore l¶ni±ce w ksiê¿ycu szable. W sekundzie odyniec napina miê¶nie i skacze jednocze¶nie zwalniam spust kniejówki le¿±cej na kolanach. Kilkumetrowy sus, dzik odbija siê niebezpiecznie blisko moich nóg i prawie przelatuj±c nade mn± znika za krzakami. Og³uszony hukiem prawie nie s³yszê ³amania ga³êzi za uchodz±cym zwierzem. Muszê och³on±æ tak bliskie spotkania nie zdarzaj± siê czêsto. Sprawdzam miejsce strza³u, nic. Idê po ¶ladach zerwañ kilkana¶cie metrów, nie znajdujê farby, a dalej nad rowem, który oddziela las od zaro¶niêtej krzakami ³±ki, trop ginie ca³kowicie. Przez godzinê zataczam coraz wiêksze ko³a, bez rezultatu. Latarka zaczyna przygasaæ, my¶lê ¿e po prostu z kilku kroków z pud³owa³em. Na dzi¶ mam do¶æ zabieram manatki i wracam do samochodu. Jadê do kwatery. Po drodze mam coraz wiêksze w±tpliwo¶ci, czy w ogóle powinienem strzelaæ, ale przecie¿ by³o tak blisko, wylot lufy prawie dotyka³ dzika. Na miejscu z samochodu wyjmujê wilgotny koc, chcê go przy kuchni wysuszyæ. Rozk³adam go na ³awie i w ¶wietle ¿arówki widzê na brzegu wyra¼ny b³otnisty odcisk rapety a obok kilka du¿ych plam farby. Jestem zaskoczony. Biorê z torby drug± latarkê i jadê z powrotem, tym razem wiem ¿e on musi tam byæ.
---Dzik le¿a³ w rowie przed ³±k± kilkana¶cie metrów od miejsca strza³u. Gdyby nie koc pewnie znalaz³ bym go rano, kiedy ju¿ by siê do niczego nie nadawa³. Od tamtej pory szary sfilcowany,we³niany koc ma specjalne miejsce w moim ekwipunku my¶liwskim. Zabieram go ze sob± zawsze, zim± grzeje na ambonach a latem i jesieni± chroni przed deszczem. A mo¿e od tamtej pory traktujê go jak my¶liwski amulet.



Je¼. ¦niardwy sierpieñ 2008
Jacek Hauler
autor: jacek-h1
Wydrukuj Wydrukuj

 
O nas kontakt Kontakt reklama Polityka prywatno¶ci Reklama strona g³ówna Strona g³ówna
Copyright © 2002 - 2024 knieja.pl.