Leśny zalotnik


LEŚNY ZALOTNIK


Miesiąc za miesiącem wlókł się niemiłosiernie, aż wreszcie nadszedł wyczekiwany październik. To mój ulubiony czas polowania na jarząbki, zarówno z wabikiem jak i z podchodu. Las jesiennie mienił się chyba wszystkimi kolorami tęczy. Brzozy, leszczyny , dęby oraz inne liściaste dają niesamowitą gamę barw, chyba najlepszy malarz pejzaży lepiej by tego nie wymyślił. Ciągnęło mnie na tę wyprawę jak cholera. Nadszedł wreszcie czwartek dzień wyjazdu, wyruszyłem po pracy po południu i trochę zmęczony a przed sobą miałem 400km drogi. Pozostało mi tylko wstąpić po żonę, moją najwierniejszą towarzyszkę łowów i w drogę. W zasadzie bez niej nie wybieram się nigdzie, uwielbiam kiedy jest ze mną, kiedy tak samo jak ja przeżywa moje sukcesy łowieckie czasem też , co tu ukrywać, również porażki. Zajechałem jeszcze do sklepu myśliwskiego, aby uzupełnić braki w amunicji kulowej i śrutowej. Wreszcie około 16 mogliśmy ruszyć w jedynym słusznym kierunku-na łowy. Za Olsztynem droga pokryta jest samymi zakrętami , naprawdę planował ją chyba jakiś drogowy dowcipniś. Po dwóch godzinach jazdy wjeżdżamy na teren Kurpi , zawsze podziwiam puszczę kurpiowską , charakterystyczny teren, w którym dominuje rachityczna sosna rosnąca na piaskowej żółtej glebie , która pokryta jest nieraz w całości porostami. Nie ma takiego drugiego miejsca w kraju. Są to tereny bogate dla entuzjastów grzybobrania, idealne miejsca do zbierania kurek, rydzów a po pierwszych jesiennych przymrozkach gąsek zielonych. Dowodem na to są grupki osób stojących i zachęcających do kupna ich runa leśnego. Stanowi to swego rodzaju klimat jak i tradycję tego regionu. W Łomży żona poprosiła o postój na rozprostowanie nóg jak i posiłek w naszym ulubionym zajeździe. Po sutym obiedzie ruszyliśmy ponownie. Zaczynało się Podlasie , moja ulubiona kraina łowiecka, kraina ze swoistym klimatem staropolskości, prawie nienaruszonym stopą cywilizacji środowiskiem. Podlasie zamieszkują wspaniali, otwarci ludzie nie skażeni jeszcze wszechobecną komercją. Pogoda tego dnia dopisywała wyśmienicie , słoneczny, ciepły, bezwietrzny dzień wręcz nie miał końca, jazda samochodem mogła tego dnia sprawiać naprawdę przyjemność. A taka pogoda wróżyła także pomyślne łowy. Po osiemnastej byliśmy na miejscu w mojej ulubionej kwaterze. Najważniejsze , że kwatera znajduje się dosłownie 100m od domu leśniczego do spraw łowieckich kolegi Tomasza , rasowego myśliwego z krwi i kości. Po szybkim zakwaterowaniu i pogawędce z właścicielem pensjonatu udałem się po odstrzał i plan polowania. Jak zwykle powitaniom i uściskom nie było końca. Pani domu przesympatyczna Halina zaproponowała kawę oraz łyk wspaniałej nalewki, której nie sposób było odmówić. Zawsze podziwiam te wspaniałe trofea, które zdobią ściany gabinetu myśliwskiego, a szczególnie kolekcja ptactwa wodnego , najróżniejsze gatunki kaczek i gęsi, niektóre bardzo obce. W rogu pokoju wisi majestatyczny głuszec w pozycji tokowej a poniżej tokujący cietrzew. Wśród innych trofeów mój zachwyt wzbudziła pardwa biała, która jest moim marzeniem łowieckim. Pardwa stanowi piękny egzemplarz do kolekcji kuraków, który kiedyś chciałbym skompletować. Kuraki w mojej wizji łowieckiej to jedne z najpiękniejszych trofeów , zawsze kojarzące mi się ze starymi borami, przeszłymi łowami , z przemijaniem. Po kilku nalewkach , przy których miło wspomina się dzieje łowieckie przyszedł czas aby wypocząć przed pierwszym rannym wyjściem. Budzik nastawiłem na 5:30 , kiedy sygnalizował, że pora wstać ochoczo zerwałem się z ciepłego łóżka. W planie odstrzału były dziki , łanie , cielaki oraz moje marzenie jarząbki. Na samym początku Tomek oznajmił mi , że polowanie w obecnej chwili może mieć marny skutek bo bardzo obficie obrodził dąb i grab i zwierzyna w zasadzie nie rusza się z swojej ostoi bo żeru ma wokół siebie w bród pod dostatkiem.



Jeepa zostawiliśmy na skraju lasu i udaliśmy się na podchód na pobliskie łąki i nieużytki. Zaczynało już powoli świtać, łapałem chciwie każdy łyk świeżego powietrza, czułem jak z każda minutą marszu mój organizm doładowuje tak potrzebną energię. Stajemy co chwila „lornetkując” okolicę, wypatrując żerujących jeleni czy tez buchtujących dzików. Po około 15 minutach marszu w oddali zarysowały się nam sylwetki jeleni. Bliższe oględziny dowiodły że na łące żeruje dorodna łania ze swym tegorocznym przychówkiem oraz zeszłoroczną łańką. Cicho jak to tylko możliwe podchodzimy bliżej celu jeszcze nie zauważeni i nie słyszani, św. Hubert nam sprzyjał. Spokojnie położyłem sztucer na pastorale i w tym momencie łańka pokazała bok, zdecydowałem się na szybki strzał , łańka padła jak podcięta. Czułem że Św. Hubert naprawdę postanowił obdarzyć mnie tego ranka wspaniałą zdobyczą. Ranek był lekko pochmurny ale ciepły i bezwietrzny. Postanowiliśmy , że wjedziemy do lasu i spróbujemy pochodzić leśnymi duktami, mając nadzieję na spotkanie jakiejś watahy dzików wracającej z nocnej żołędziowej wyżerki lub chmarki łań. Ale w mojej głowie kołatały się marzenia, aby spotkać puszczańskiego króla ptasiej elity – jarząbka. Idąc przez las podziwiałem monumentalne świerki oraz dęby, niektóre z nich pamiętające chyba jeszcze czasy Jagiełły. Wszystkie kolory jakie o tej porze roku prezentuje las przyprawiały nas o zawrót głowy. Co chwila na drodze widzieliśmy mnóstwo świeżych tropów jeleni, świeże ślady buchtowania dzików pod dębami i grabami. Idąc mijaliśmy wspaniałe bory świerkowe, grądy, olsy. W innym zakątku mijaliśmy typowy bór bagienny dawna ostoja głuszca, który bezpowrotnie wyginął. Ten zakątek lasu pewnie pamięta jeszcze wiosenne granie o poranku leśnego trubadura, który swą pieśnią zachęcał do miłosnych igraszek jego towarzyszki cicho stąpające po wilgotnym mchu przepojonym wiosennym aromatem. Jak na złość żaden jarząbek nie dał o sobie znać. Próbowałem wabić w różnoraki sposób ale bez efektu. W sumie to nie ma się co dziwić bo jarząbki zakończyły już pozorne toki , które u tego gatunku odbywają się jesienią i maja na celu oznaczenie terytorium dla przyszłej pary , która wiosną odbędzie tu toki właściwe i wyprowadzi lęg. Toki pozorne odbywają się na przełomie września i października, ale największa aktywność to wrzesień do pierwszej połowy października. Jarząbek jest bardzo aktywny podczas pogody wyżowej, kiedy rankiem wschodzi słońce, ptaki te wtedy sfruwają na ziemię na nasłonecznione miejsca tak aby się ogrzać po chłodnej nocy a do tego lubią poszukiwać na szutrowych drogach małych kamyków – gastrolitów , które pomagają im trawić jak i rozdrabniać pokarm. Są to ptaki szybkie, bardzo sprytne , trudne do zlokalizowania, gdyż ubarwienie ich zlewa się ze środowiskiem. Spotkanie z jarząbkami należy tak do łatwych jak i do trudnych, gdyż mając trochę szczęścia można w głuszy leśnej spotkać siedzącego jarząbka na drodze nie reagującego w ogóle na człowieka, ale oczywiście on potrafi ocenić bezpieczną odległość od myśliwego, kiedy ta granica zostanie przekroczona natychmiast umyka. Można spotkać jarząbka uchodzącego piechotą przed myśliwym, kiedyś jadąc samochodem przez las jarząbek dosłownie ciekł przed samochodem spory kawałek drogi ,aż mu się znudziło albo stwierdził że mój wzrok już się nasycił jego widokiem. Ptaki te związane są ze środowiskiem boru świerkowego, najlepiej czują się w starodrzewiach świerkowych. Nocują w konarach wysokich starych świerków. Jeżeli idąc przez las gdzieś spod nóg zerwie się z charakterystycznym furkotem jarząbek i pofrunie na najbliższy świerk i ktoś myśli ze trofeum w postaci jarząbka ma w zanadrzu ręki to nic bardziej mylnego, jarząbek to mistrz kamuflażu. Wydaje nam się , że tu powinien siedzieć, możemy go wypatrywać aż zaboli nas szyja a jego tam nie będzie bo albo tak się schował za pniem lub wśród okapów świerkowych lub dawno niepostrzeżenie odleciał na sąsiednie drzewo. Oczywiście największa możliwość spotkania jarząbków to wrzesień w okresie pozornych toków, w tym okresie można poćwiczyć wabienie i napatrzeć się na jarząbki i posłuchać ich charakterystycznego głosu – przeciągłego delikatnego świstu czy tez gwizdu. Ja osobiście w tym okresie nie poluje na jarząbki, bo jarząbki w tym okresie się przepierzają i potrafią mieć mniej lub bardziej skąpe upierzenie np. na szyi lub ciekach bez właściwych jeszcze barw. Koral nad oczami nie jest jeszcze tak wybarwiony , koral w odróżnieniu od głuszca i cietrzewia nie jest intensywnie czerwony tylko pomarańczowy. U starszych kogutków wyraźnie jest zaznaczona bródka pod dziobem jak i nastroszone piórka na głowie dające wyraz czupurności tego ptaka. Ptaki są całkowicie opierzone i wybarwione pod koniec października i ten okres preferuję jako najlepszy jeśli chodzi o polowanie na jarząbki. Z tym, że w tym okresie prawdopodobieństwo spotkania jarząbków jest o wiele mniejsze niż w miesiącu wrześniu kiedy są bardzo aktywne podczas pozornych toków. Zawsze sobie wyobrażam tego ptaka, który bezszelestnie przemyka wśród drzew i krzewów, mając wyostrzone wszystkie zmysły, gdyż wszędzie może czaić się niebezpieczeństwo w postaci kuny , lisa czy też jastrzębia. Kiedyś był ten pierwszy raz , byłem w tym łowisku turystycznie nie na łowach i proszę sobie wyobrazić stoimy z żoną na drodze i co widzę, spod gęstego świerku cichutko , bardzo ostrożnie wychyla się brązowy nieduży ptak , niedaleko były zabudowania takie osady śródleśne, myślę pewnie perliczka zabłądziła. Ptak ten jak szybko się pojawił tak szybko zniknął z pola widzenia. Tego samego dnia w lesie przypadkowo spotkałem leśniczego i pytam go co to mogło być, a on mi na to, że faktycznie mogła to być perlica , ale najpewniej to był jarząbek. I tu natychmiast zawirowała mi moja wyobraźnia w aspekcie jego wyglądu i biologii. Powoli kończył się ranny podchód i trzeba było zbierać się na kwaterę. Po południu przejął mnie inny podprowadzający – młody stażem leśniczy Marek. Tego chłopaka poznałem jeszcze kiedy był studentem leśnictwa na SGGW w Warszawie. Znamy się do dzisiaj, wiele czasu wspólnie spędziliśmy na polowaniach, ma facet wyczucie i talent łowiecki. Polowaliśmy rankami i popołudniami ale bez efektów, nie było spotkania ani z dzikami i jeleniami, nie mówiąc o jarząbkach. Powoli zaczynała mnie opuszczać nadzieja na spotkanie z tym leśnym kurakiem. Przed wieczornym wyjściem Marek spotkał kolegę, który rankiem był na polowaniu w innej części lasu i spotkał kilka jarząbków siedzących na drodze , w parach i pojedynczo, jarząbki były ponoć na łatwy strzał, ale on miał tylko sztucer. Kiedy mi to opowiedział zagotowało się we mnie , że św. Hubert mnie nie obdarzył takim szczęściem i możliwością dojścia do strzału. Decyzja zapadła natychmiast, rano jedziemy w to miejsce gdzie nasz kolega miał tak wyjątkowe szczęście je spotkać. Rano ochoczo i pełen nadziei szybko wstałem, ubrałem się i wyszedłem przed kwaterę. Okazało się , że na termometrze jest minus 8 stopni, silny przymrozek , szron pokrył wszystko co możliwe. Myślę sobie, za zimno spotkania nie będzie, one nie lubią takiej pogody , siedzą wtedy wysoko w konarach świerków oczekując na pierwsze promyki wschodzącego słońca , aby ogrzać swoje piórka. Na miejscu byliśmy już kiedy było prawie widno i zaczęliśmy cichy marsz noga za nogą , cichutko , prawie bezszelestnie. Tam gdzie szliśmy to nie była droga tylko stare nieuczęszczane torowisko , po obu stronach gęsty podszyt świerkowy, idealny biotop jarząbkowy. Na takiej otwartej przestrzeni łatwo jest dojrzeć siedzącego jarząbka. Z czystej przekory zacząłem wabić , owszem jarząbki odzywały się gdzieś wśród świerków ale żaden nie wyciekł. Przeszliśmy torowiskiem około jednego kilometra i podszyt świerkowy skończył się , trzeba było zawrócić. Byliśmy dosłownie od punktu wyjścia kiedy z boku gdzieś z traw z głośnym furkotem zerwał się jarząbek. Poszybował gdzieś w skupisko bardzo wysokich starych świerków. Spojrzałem na Marka i dałem mu znać , że pójdę w tamtym kierunku , może będzie siedział gdzieś na gałęzi. Ale jak on siada to raczej tak aby być zupełnie niezauważalnym, lub prawie natychmiast sfruwa na ziemię i cieknie w sobie znanym kierunku. Poszedłem i stanąłem pod jednym z ogromniastych świerków, głowa do góry, wodzę oczyma po wszystkich świerkach, słuch wytężony ale nic nie widzę i nic nie słyszę. Może minęły dwie minuty i gdzieś wysoko wśród drzew usłyszałem delikatne furknięcie i w tym momencie zauważyłem wysoko w konarze świerkowym jarząbka, który przefruwał z jednej gałęzi na drugą, wykonywał to w iście expresowym tempie. Usiadł , ale tak usiadł, ze jedna z gałęzi prawie go zasłaniała. Nie było czasu do namysłu, nakryłem go dokładnie lufami dubeltówki, najdokładniej jak potrafiłem i strzeliłem. Po strzale usłyszałem szelest spadającego igliwia, dwie małe gałązki świerkowe spadły obstrzelone śrutem ale jarząbek nie spada. Ułamek sekundy w mojej głowie zaświtała już myśl – pudło. Nagle słyszę charakterystyczne obijanie się ptaka o gałęzie, patrzę spada, widzę go coraz wyraźniej, i spadł, leży. Podbiegłem szybko aby go już mieć i patrzeć na niego bez końca. Gratulacjom nie było końca, jarząbek śliczny kogutek spoczął na pięknej gałęzi świerkowej. Patrzyłem na niego i patrzyłem i inne cuda z nim wyczyniałem(bez przesady), ale nie będę o tym pisał, niech zostanie to tylko dla mnie. Las zrobił się jeszcze piękniejszy, pasja łowiecka jeszcze piękniejsza. To był ostatni ranek polowania, gdyby nie niewolnictwo kierownicy sukces na pewno zakończył bym kieliszkiem grappy podlaskiej albo jak kto woli ducha puszczy, bo chyba tak by wypadało. W zamian za to dostałem soczystego całusa od mojej małżonki. Czas wracać z powrotem i zacząć przygotowywać się na następny październik.

I Migliori Orologi Repliche Negozio, Rolex Economici, Omega, Breitling, IWC, Panerai, Audemars Piguet, Tag Heuer In Vendita imitazioni orologi!


NEMROD

Copyright © 2002-2024 www.knieja.pl