Klejnoty


Długo się zastanawiałem, czy mam moralne prawo opisać tę historię, ale minęło tyle lat, że sami uczestnicy tego polowania o wszystkim pewnie zapomnieli, a warto tą sytuację przytoczyć ku uciesze samych aktorów tego zdarzenia jak i wydobyć uśmiech na twarzy czytelników. Było to kilkanaście lat temu w okresie, gdy ktokolwiek rzucił hasło - spotykamy się na polowaniu- zawsze kilku z nas chwytało strzelbę, pas z nabojami i nieodłączną torbę z prowiantem i w łowisko. Tak było i w tym przypadku w niedzielę rano zadzwonił u mnie w domu telefon -przyjeżdżaj pies wypoczęty- usłyszałem w słuchawce głos Mietka Szumarka- będzie, bracie kilku kolegów, idziemy na kaczki. Dwa razy nie trzeba było mi powtarzać za niecałą godzinę byłem na podwórku u Mietka, gdzie już czekało dwóch kolegów, oraz wyżlica Bona. Przywitanie, kilka uwag o planowanym polowaniu w efekcie których przyjmujemy za pewne, że Mietek wie najlepiej, gdzie kaczki latają i na którym bajorze możemy je spotkać przecież mieszka w tym obwodzie i jest na bieżąco poinformowany. Ponieważ dzień zapowiada się ciepło się ciepło na niebie ani jednej chmurki, ruszamy wesoło w kierunku Starej Wsi przez Korczunek. Po pewnym czasie dochodzimy do pierwszego bajora śródpolnego, obstawiamy ostrożnie je z czterech stron Mietek daje polecenie dla wyżła- szukaj piesku-. A pies tylko na to czekał, ruszył z wielkim pośpiechem w trzciny co upewniło nas, że oto za chwilę zerwie się chmara kaczek i będziemy mogli wykazać się celnością oka i naszej broni, a tu nic się nie zrywa dopiero po chwili dociera do mnie, pies przemierza obszar bajora, ale nie słychać plusku wody pod łapami -no wyschło, bracie lato było wyjątkowe upalne, ciepło i wyschło, ale to nic idziemy na następne tam jest woda sam niedawno tam byłem i jest woda, zresztą to niedaleko- powiedział Mietek. Faktycznie do bajorka dotarliśmy w piętnaście minut i woda była, a właściwie kałuża i kaczka też była -jedna- do której strzelił kolega, ale nie trafił. -To nic- stwierdził Mietek -następne jezioro to pewniak, bracie, tam wpada rów nawadniający i wody w bród- więc idziemy. Po chwili jesteśmy na niewielki pagórku, a poniżej zielenią się kępy sitowia i tataraku z lewej strony nad soczystą zielenią roślin typowo rosnących nad wodą, suche kikuty niewielkich brzózek, a z drugiej strony widać szeroki rów i mimo odległości w słońcu skrzy się cieniutka stróżka wody. Widzę uśmiech na twarzy kolegów, krótkie uzgodnienie, ja z kolegą ruszamy na lewą, kierując się w stronę rowu, dojście na drugą stronę nie jest trudne mimo, że trawa jest wysoka, sporo wysokich ostów, w końcu to nieużytek od kilku lat, ale są ścieżki wydeptane wokół bajora przez zwierzynę, tak że idąc po "zwierzęcej ścieżce" szybko docieramy do rowu, który w tym miejscu ma około półtora metra głębokości, a dnem toczy się leniwie ciek wody. Kolega ocenił, że przeskoczenie przez rów jest raczej niemożliwe więc zszedł na dół i spokojnie wdrapał się na przeciwległą skarpę, stanął na drugiej stronie i popatrzył na bagienko, zainteresowało go nagłe ujadanie psa, który zaczął się miotać w sitowiu. W tej samej chwili z zarośli przylegających do bajora wyskoczyły dwa kożlaki wyciśnięte ztamtąd przez Bonę i gnały przed siebie jak szalone, jeden po chwili skręcił w długich susach do lasu, a drugi wskoczył na dobrze znaną sobie ścieżkę i sadził przed siebie nie zważąjac , że na jej końcu stoi nieruchomo nasz kolega, również zaskoczony rozwojem sytuacji.

Wy obrażcie sobie pędzi kożle, nagle w pełnym biegu widzi przed sobą człowieka, istotę przed którą instynkt nakazywał mu uciekać więc to czyni, wbija przednie cewki w ziemię i wykonuje obrót w miejscu całą tuszą, by jak najrychlej ujść z tego miejsca, ale kożle popełnia błąd, tylne rapety jeszcze nie dotknęły gruntu, a on chce odskoczyć i rapetki trafiają w próżnię, na początku, a potem z całym impetem lądują na klejnotach kolegi, który robi najszybszy skłon do przodu jaki w życiu widziałem, ( Japończycy mogli by się od niego uczyć skłonu ),chwyta się za krocze, chwieje się, robi krok do tyłu i wpada siedzeniem do rowu,a właściwie do wody. Ten przymusowe upadek i obmywanie przez zimną wodę części ciała poniżej kręgosłupa przynosi mu znaczną ulgę w cierpieniu. I tutaj nie kończy się przygoda naszego kolegi ponieważ przekrój rowu był w kształcie trójkąta, widzimy na jednym brzegu rowu wystające buty z drugiej strony głowę, na dole tułów, oraz przybierający poziom wody i wtedy ofiara napaści koźlaka powiedziała - zaklinowałem się, pomóżcie -w trzech wyciągamy nieszczęśnika z rowu w połowie mokrego i po kilku wesołych komentarzach, ktoś zapytał- co w tej sytuacji robimy ?-.

Na to pechowiec odpowiedział- nie wiem jak wy, ale ja mam dość spudłowałem jedyną kaczkę jaka była, byłem kopnięty w klejnoty przez dziecko sarny, wpadłem do rowu, jestem mokry, ja jadę do domu, a jeszcze mamy trzy kilometry marszu do samochodów -.Wszyscy przyznaliśmy mu rację i wróciliśmy razem do samochodów. Ta przygoda bardziej mi utkwiła w pamięci niż inne, nieraz wracało się z polowania z trokiem pełnym ptactwa, ale właśnie taka historia zacieśniała więzi między nami kolegami po lufie.

Das Panda Dial wurde Mitte des 20. Jahrhunderts eingeführt und gibt es seit 60 Jahren. Dieser Name bezieht sich auf das Chronographen-Zifferblatt mit wei?em Hintergrund und schwarzem Hilfszifferblatt,replica vacheron constantin dessen klassisches Erscheinungsbild über Jahrzehnte hinweg geblieben ist. In diesem Artikel stellen wir vier moderne Luxusuhren vor, die mit ?Panda Disk“ entworfen wurden.


Zbigniew Ostański


Copyright © 2002-2024 www.knieja.pl