Dwa dublety


Polowania zbiorowe są dla mnie wielkim przeżyciem, na zbiórce melduje się zwykle większość kolegów z koła, i ten cały łowiecki ceremoniał, który nie zależnie od stażu zawsze przyprawiał mnie o dreszcz emocji, wszystko to sprawia, że prawie nigdy nie opuszczam okazji wzięcia udziału w takim polowaniu.

W strzelaniu do biegnącego grubego zwierza mistrzem to ja nie jestem, ale parę wyjątków mi się przydarzyło.
Było to dawno temu polowałem jeszcze z trójlufką, pięknym grawerowanym Merklem o kalibrze 7 x 65R/12.
W kole dwudniowe polowanie Hubertowskie, w pierwszym pędzeniu bierzemy na uroczysku numer pięć młodnik przy drodze, mam stanowisko przy dukcie od drogi do łąk, a pędzenie idzie od Strzelczyna.
Psy Stasia K, Kora i Drab zaczynają grać, ich gon wyraźnie zbliża się do mojego stanowiska, widzę przemykające w młodniku dziki, składam się za linię i równocześnie wyskakują dwa przelatki, dwa szybkie strzały kulą i breneką.

Radość nie opisana oba dziki rolują w ogniu, a w dłuż się linii istna kanonada, to po moich strzałach wysypała się z miotu cała duża wataha.
Sygnał, koniec pędzenia odbieram gratulacje, a mój przyjaciel Józio dzisiaj ważna persona - kierownik polowania, żartuje sobie i ślepa kura czasem w plewach znajdzie ziarnko, nie obrażam się, bo jestem szczęśliwy.
Przenosimy się na prawą stronę drogi, mam narożnikowe stanowisko na czole miotu przy świerkowym wiatrołomie leżącym w poprzek duktu. Pędzenie idzie tym razem z kierunku Żelechowa do Strzelczyna, moim sąsiadem z lewej jest Leśniczy Janek G.

Głos trąbki i niemrawo ruszyła naganka, cisza tylko czasem naganiacz uderzy kijem w drzewo, czasem któryś coś wykrzyknie, a psy milczą.
Z zadumy wyrywa mnie Janek, gestami pokazując, że dziki zza naszych pleców chcą wejść do miotu. Rzeczywiście widzę jak idą z dołu do góry w moim kierunku, nawet się nie składam, nie mogę strzelać w dół, poza Jankiem nie widzę innych kolegów, bezpieczeństwo to rzecz święta.
Święty Hubert dzisiaj jest dla mnie wyjątkowo łaskawy, trzy przelatki ostro ruszają do miotu, Janek nie może strzelać zasłania mu je wiatrołom.
Strzelam dwukrotnie z przyrzutu, pierwszy dzik pada w ogniu, widzę jak pisze testament, druki z trzaskiem łamanych gałęzi wpadł w koronę wiatrołomu.

Po strzałach wyraźnie ożywiła się naganka, ale jak się okazało tylko, dlatego żeby nam dać znać, że się zbliżają do linii myśliwych.
Nadbiegają psy, Kora i Drab i zaciekle atakują dzika leżącego w gałęziach korony wiatrołomu. Sygnał koniec pędzenia, Janek woła do mnie dzik strzelony w kręgosłup, szybko go dostrzel, odwołuje psy, a mój strzał łaski za ucho, definitywnie kończy ten miot. Podchodzi Józek odłamuje z wiatrołomu dwa złomy wręczając mi, „robi perskie oko” i żartuje, na pewno nie powiesz gdzie trzymałeś prawą rękę przed wyjazdem na dzisiejsze polowanie?. Ostatnie pędzenie to bagna pod Grzybnem, zaraz po sygnale naganka naprzód, psy ruszają dużą watahę dzików, przy ich gonie i niesamowitym wrzasku naganiaczy około trzydziestu dzików idzie na flankę słychać kanonadę jak na froncie, naliczyłem raz za razem, dwadzieścia strzałów, później zgubiłem rachubę.

Koniec pędzenia z chodzimy się przy samochodach, koledzy żartują chyba nie będziesz królem, padło cztery dziki, a Edek S, podobno strzelił dwa odyńce i ja w to wierzę, bo Edziu to wytrawny myśliwy i bardzo rzadko pudłuje.
Nadjeżdża karawan, podchodzimy jest jeden odyniec i trzy przelatki, Edek strzelił odyńca ponad setkę, a po jednym przelatku Andrzej K, Mirek O, i senior Michał P, jednak chyba jednak będę królem.
Jednak łowczy z miną "Bazyliszka" oznajmia, że jest jeszcze jasno, no to tradycyjnie weźmiemy miot prawdy w "trójkącie bermudzkim", to i tak po drodze do pokotu.
Myślę sobie, prawie byłem królem, a tak to może być różnie i to dzięki memu przyjacielowi.
Sławny „trójkąt bermudzki” to mały miot w kształcie trójkąta, świerkowy młodnik z niewielką plantacją daglezji od strony starej szkółki i tam właśnie pod ścianą daglezji mam swoje ostatnie na dzisiejszym polowaniu, stanowisko.
W tym ciepłym miocie zawsze była zwierzyna, jednak dobrze by było żeby jednak dzisiaj był pusty, może i tak będzie, spraw to św. Hubercie nasz patronie.
Naganki jakoś długo nie słychać, nagle z błogiego nastroju wyrywa mnie pojedynczy kulowy strzał i do tego słyszę wyraźnie uderzenie kuli, strzał na pewno trafny, łudzę się, że może to tylko pudło a kula uderzyła w ziemię.
Nareszcie koniec polowania mijając bez słowa kolegów, idę sam szybko do samochodów.
Łowczy mówi do mnie: trudno kolego, Głodek P, cię zdetronizował strzelił byka, pięknego elekta.
Akurat Władziu, po patroszeniu wraca z farbą na rękach, szybko pierwszy podbiegam i serdecznie gratuluję Mu sukcesu.
Potok to zawsze podniosły myśliwski obrządek, upolowana zwierzyna ułożona według starszeństwa na kobiercu z dorodnej świerczyny, rzęsiście oświetlonym smolnymi żagwiami i otoczona półkolem zbrojnych mężów.
Łowczy dziękuję za dyscyplinę i uważa polowanie za udane, oddano 47 strzałów, na rozkładzie: jeden jeleń byk, dziewięć dzików, 3 lisy i dwa zające.
Z odkrytymi głowami przy dźwiękach myśliwskiego rogu żegnamy zwierzynę z knieją.
Następuje kulminacyjny moment, Włodek zostaje ogłoszony Królem Polowania, ja Vice Królem. Przy aplauzie kolegów, obaj jesteśmy dekorowani medalami, ale ja jestem po prostu szczęśliwy, a, tego, co w tym czasie czuję, nie potrafię opisać, to tylko można osobiście przeżyć.
Powoli jednak opadają emocje, rozładowana broń stoi sobie ułożona w kozłach pod sosnami.replika saat

Gorąca, pyszna prosto z wojskowej kuchni grochówka i kiełbasa na patyku pieczona przy ognisku smakuje mi dzisiaj wyjątkowo.
Wędrujące z rąk do rąk piersiówki z całym bukietem myśliwskich nalewek, które to przez cały rok czekały mimo wielu pokus na ten jeden jedyny w roku myśliwski obrządek.
I tak to we wspaniałym nastroju kończymy naszego kolejnego "hubertusa".
Na takie polowanie warto czekać cały rok.


Copyright © 2002-2024 www.knieja.pl