Dziadek


Połowa września, pełnia rykowiska, jak zwykle we trójkę polujemy w Barnimiu. Zasiadamy na zwyżkach nad Drawą naprzeciwko PGR-u Konotop, Józek i Kazio na kukurydzianym ściernisku, ja na narożnej zwyżce przy lucerce. Byki ryczą i to nieźle, ale wszystkie za Drawą, słuchać rykowiska jest dla myśliwego wielką rozkoszą, ale w końcu można by też coś zobaczyć. Zaczyna się robić chłodno, z nad Drawy nadciąga mgła myślę, pewnie jelenie przejdą Drawę już po ciemku. Nie wytrzymuję, schodzę z ambony i idę do Józka, pod jego zwyżką dostaję sztubacką reprymendę, "za plecami wychodziły mi

jelenie, a ty zamiast twardo siedzieć na czterech literach łazisz i mi tu smrodzisz". Na takie dictum, bez słowa cichutko jak niepyszny wracam na swoją zwyżkę, jestem na dwóch pierwszych szczeblach drabiny patrzę w lewo i ponad krzakiem dzikiego bzu widzę jak na lucerce na granicy mgły spokojnie żeruje sobie byk i to sam bez łań. Zamarłem w bezruchu lewą ręką trzymam się drabiny prawą przykładam lornetkę do oczu, sylwetka bardzo starego byka, mocno

uwstecznionego dziesiątaka z widlicą na lewej tyce. Odległość nie wielka, może osiemdziesiąt kroków, intensywnie myślę; jeśli wyjdę na ambonę to konary sosny byka mi

zasłonią. Stoję, więc na drabinie i nie bardzo wiem, co robić, a byk w tym czasie schował się za narożnikiem lasu. Jak duch szybko z chodzę z ambony, przygotowany do strzału wolniutko podchodzę za narożnik lasu jest, odwrócony do mnie

tyłem spokojnie sobie żeruje na lucerce, odległość może sześćdziesiąt kroków. Plecami opieram się o grubą sosnę, manlicher odruchowo wędruje na podpórkę i czekam, byk dalej żeruje powoli oddalając się w kierunku Drawy, a tam niestety już gęsta mgła. Za Drawą byki ryczą jak w transie, mój wreszcie podnosi łeb jakby też chciał zaryczeć, ale nie wydaje żadnego głosu, składam się powoli i mierzę dokładnie w nasadę karku, po strzale byk pada w ogniu. Leży odwrócony łbem w kierunku Drawy, jakby tęsknie po raz ostatni spozierał na knieję, która go wychowała robi mi się smutno, wyraźnie się rozklejam. Z szacunkiem zdejmuję kapelusz, łamię gałązkę świerczyny i z wielkim namaszczeniem wkładam ostatni kęs do pyska królowi Drawieńskiej kniei. W czasie patroszenia podchodzą Józek i Kazik, uroczyście otrzymuję od Łowczego umazany w farbie złom, odbijam łeb i zabieram na bary, po tuszę rano przyjadę Jasia ciągnikiem. Kazik na ambonie przy parowie zostaje do rana, a my z Józkiem nad płotem wracamy do barakowozu. Rano Józiu idzie na zasiadkę na ambonę za stawkiem, ja o szóstej odpalam ciągnik, stary wysłużony "gacek", pierwszy ciągnik w PGR Konotop, u Jasia chodzi do dzisiaj jak szwajcarski zegarek.

Józiu czeka na mnie pod amboną, przed chwilą właśnie strzelił cielaka, tuszę zabierzemy w powrotnej drodze. Mówi, że rano słyszał trafny strzał Kazia Grzelaka, siada na wóz i jedziemy dalej. Na wysokości gruszki, tuż przed ciągnikiem schodzi do lasu duża chmara łań, byk pewnie zszedł wcześnie. Po chwili okazuje się, że jednak nie i jest jeszcze daleko w polu, ale już widzi nas, przystaje i szybko rusza w kierunku na Konotop.
Zatrzymuję ciągnik pod zwyżką przy parowie, wisi na niej Kazia kurtka, ale Jego nie widać, po chwili jednak słyszymy wołanie z dna parowu „jestem tutaj i patroszę, chodźcie mi pomóc”.

Podjeżdżamy pod sam brzeg parowu, gaszę ciągnik i schodzę do Kazia, właśnie kończy patroszyć byka, uradowany mówi; Boguś strzeliłem pradziadka, to znaczy ojca twojego dziadka. Był to bardzo stary dwunastoletni letni ósmak, zębów już prawie nie miał, tusza ważyła nie całe sto kilogramów. Przy pomocy linki ciągnikiem wyciągamy byka z parowu, ładujemy na wóz i jedziemy po mojego.

Przy stawku ładujemy cielaka i z ułańską fantazją i w szampańskich nastrojach zajeżdżamy przed stodołę. Jasiu gratulując nam sukcesu, wojowniczo się nam odgraża, właśnie wczoraj skończyłem obliczanie wypłaty dla moich robotników leśnych i dzisiaj to ja wam pokażę.
Przygotowujemy z Kaziem łby do gotowania, Józek już pali ogień pod kotłem, Kazio z Józkiem oceniają: mój byk ma jedenaście lat, a jego trzynaście, oba mają pięknie opalone grandle. Łby już się gotują, wątróbka z cielaka rozsiewa błogi aromat, siadamy pod jabłonką.audemars piguet replica

Przyjechał w odwiedziny Rysiu M, wiadomo Sołtys pierwszy we wsi wszystko wie, ma się tych szpiegów w terenie. Polewam, a Jasiu po starszeństwie wznosi toast, zdrowie dwóch królów i jednego królika.
W niedzielę koniec polowania, jak na skrzydłach wracamy w domowe pielesze, i tylko po to, żeby od poniedziałku kombinować jak tu się znów wyrwać do łowiska. Oj biedne te żony myśliwych, biedne, a czort ich zna, może wcale nie takie biedne.
Byki jeszcze ryczą, no to w piątek znów jedziemy.

Copyright © 2002-2024 www.knieja.pl