Smutny klangor żurawi c.d


Następnego dnia pomagaliśmy kolegom z "Kniei"przy remoncie jednej i budowie-od nowa- drugiej ambony,oczywiście pod nadzorem nieocenionego i chyba niedocenianego przez niektórych Wilka.Kunsztem,pomysłowośvcią i sprawnością fizyczną błysnął Gienek Pich ,ów wcześniej wspominany gaguła.Niewiele ustępował mu dr Wacław - ten od czerwonego scyzoryka z piłką którą "urezał" dębowy konar o czym pisałem w "Polowałem nad Regą".W czasie tych prac odwiedził nas Łowczy "Kniei" przynosząc oprócz poczęstunku wiadomość,że my goście możemy też zmierzyć sie do wiekszych dzików,bo jak raz tusza takiego jest potrzebna na jakąś uroczystość organizowaną przez zaprzyjaźnione koło.Nie powiem wiadomość ta ucieszyła nas jako,że każdy z nas będzie mógł sie złożyć do grubego dzika,czego wcześniej bez owej zgody uczynić nie mogliśmy.

Zapowiadał sie kolejny piekny wieczór.Znowu wybrałem sie na siedemnastkę z zamiarem podziwiania widoków do rana.Około północy kiedy wokół nic sie nie działo - nawet kaczki nocowały spokojnie w owym oczku - tylko od czasu do czasu żurawie trąbiły swój hejnał; taką swoją rozmowę dając znać pobratymcom gdzie nocują i gdzie sie zbierają przed odlotem.Mnie morzył sen i co pewien czas wpadałem w senne odrętwienie.Kolejne przebudzenie i lustracja przedpola spowodowała natychmiastowe pozbawienie resztek snu.
Od cypla lasu wrzynającego się w ściernisko od szesnastej ambony oderwała sie potężna bryła dzika,którego zamierzony czy też przypadkowy kierunek wiódł na kulawy sztych od przodu ku lewej ręce do rogu lasu na którego ścianie stała moja ambona.Po zbliżeniu się dzika w świetle księżyca - wcale nie chował się w cieniu chmur i drzew - zauważyłem bielejący mocny oręż, a potężną garbatą sylwetkę zwierza pokrywała srebrna suknia.Każda sekunda zbliżała go ku nieuchronnemu spotkaniu kuli mojego sztucera - gdy wtem - rozległ się głośny dzwonek mojego telefonu wygrywający żołnierską pobudkę.Zakląłem szpetnie ! Cholera ! Tyle lat od mojego przejścia w stan spoczynku a we mnie ciągle żyją żołnierskie przyzwyczajenia.Dźwięk ten był zapewne słyszany przez naszego Staruszka św.Huberta a co dopiero przez ostrożnego posiadającego doskonały słuch zwierza.Po nieskoordynowanej chęci wyłączenia tego cholernego urządzenia, na przedpolu było już pusto.Rozkołatane serce nieco sie uspokoiło,emocje opadły,pozostał niedosyt ale po kilku zaledwie minutach z prawej strony ambony pokazał sie ładny przelatek.Tym razem św.Hubert nie zaspał i nie poskąpił mi pokotu.Triumfalnie zadzwoniłem do Andrzeja i poprosiłem o przyjazd po mnie i dzika.Przypadły mi serdeczne gratulacje i bukowy złom i takiż ostatni kęs dla przelatka.

No musze się do czegoś przyznać ! W tym dniu myślami byłem w domu Krynicy-Zdroju bowiem moja małżonka od lat ta sama miała swoje urodziny,może stąd św.Hubert się zrehabilitował i w prezencie dał mi onego przelatka wprawdzie znacznie,ale to znacznie mniejszego, no ale zawsze dzika !
Przypuszczam też ,że do tego sukcesu mogła przyczynić się sama myśł o kolankach ciągle młodej Jubilatki,chociaż ten dylemat nie zostanie już rozstrzygniety.
W obozie biesiada w pełni.Odwiedził nas Piotrek Figura Leśniczy,na stole jakieś tam puszki chyba i butelki no i dośc luźna atmosfera totalnego zbratania, a gdy opowiedziałem o tym ogromnym"knurze" Piotrek spoważniał i zaczął mnie wypytywać skąd wyszedł,dokąd szedł,jakiego koloru miał suknię etc.ect.W końcu orzekł . - To dobrze,że Andrzej zadzwonił po Ciebie i przeszkodził ci w zabiciu mojego odyńca,bo ja od kilku lat za nim chodzę i nie mogę sie z nim spotkać na strzał.Nad ranem gdy w kolejnej butelce prześwitywało dno - to była napewno butelka od mineralnej- powstał na tą okoliczność limeryk a nawet dwa !

"Kniei" myśliwy - leśniczy Figura,
Tropił od lat ogromnego knura,
Drżał gdy kończył się myśliwski dzionek,
Cieszył się,
Gdy knura komórki ocalił dzwonek !

I drugi - o owych niewieścich kolankach ;

W łowach pomaga,dotyk damy ponętnego kolanka,
Ale im grubszy zwierz,
To za futrzaka bierz,
Takie to jednak myśliwych dole,
że futrzak czasem jest wytarty i zżarty przez mole !

Przed wyjazdem Andrzej W. przygotowywał sie jak zwykle perfekcyjnie.Jak zwykle też pakował się i rozpakowywał.Dokładał lub ujmował potrzebne lub nie rzeczy ,aż wreszcie wyposażenie to łowieckie i osobiste zostało skompletowane i zapakowane do samochodu.Przed wyjazdem zakupił też nową lunetę - podświetlaną.Nie była to jednak czerwona kropeczka w środku nitek siatki 4a , ale jakaś inna niezidentyfikowana z nazwy siatka celownicza.Parametry lunety niby dobre ale widoczność wieczorem i w nocy - zerowa.Widziałeś i owszem tylko czerwoną siatkę celowniczą przesłaniajacą cały okular. Dobrze że przezorny Andrzej zabrał ze sobą naszą starą i poczciwą Noktę której przełożenie nie stanowiło problemu.No i na tą okolicznośc też skleciłem limeryk :

Ten limeryk myśliwego trąca,
Co zawitał w gości z miasta Sącza,
Miał kniejówkę i lunetę nową,
Nadmiernie podświetloną,
Lecz cel nocą musiał być ogromną krową!

A oto nasz "Cicerone" , czyli przesympatyczny a przy tym wytrawny myśliwy "Kniei" Gienek Pich , chcąc zamazać przespanie dzików na ambonie które to czochrały sie o jej słupy , zaproponował Andrzejowi ponowny wyjazd w łowisko po powrocie z wieczornej zasiadki.Andrzej propozycję zaakceptował i pojechali!
Z opowiadań Andrzeja wynikało,że na jednym ze ściernisk spacerował sobie wyrośnięty warchlak. Było to już w drugiej kwadrze księżyca a więc widoczność nieco słaba.Samochód przejechał obok ścierniska , za nim nieco zwolnił i Gienek się desantował - szczęśliwie bez uszczerbku na zdrowiu i sprzecie,przymierzył i dziczek padł w ogniu.Wrócili pod kasztany pełni triumfu a mnie przyszła do głowy kolejna skladanka, trochę nietypowo zakończona;

Pomorski warchlaczek z żeru wracający ,
Do dziennej ostoi,
Nawet nie przypuszczał,że coś strasznego,
Nad ranem w łowisku sie kroi.
Tam Nemrod jeden z miejscowości Darszyce rodem,
Sposobi swą flintę ustawiwszy sie przodem.
Wycelił,wypalił ,huk rozległ się echem słyszanym wszędzie,
Dzik leżał ! Puenty nie będzie/.../
Bo jak wieść niesie - cały w tym banał,
Ze dziczek ten chyba pierdolnął na zawał !

A puentą naszego pobytu tam w pomorskich ostępach niech będą serdeczne podziękowania dla Zarządu Wojskowego Koła Łowieckiego Nr 298 "Knieja " w Jarominie,dla mojego Nauczyciela łowiectwa i serdecznego do dziś Przyjaciela ,Kawalera "ZŁomu" Zdzisława Wilka,który wraz z Gienkiem Pichem i Bogusławem Apcewiczem poświęcili swój czas aby towarzyszyć nam w realizacji naszej życiowej pasji jaką jest dla nas łowiectwo w czystym tego słowa znaczeniu.
Darz Bór
Szanowny Zarządzie
I Wam drodzy Przyjaciele

Wdzieczni nemrodzi z Małopolski


Copyright © 2002-2024 www.knieja.pl