Smutny klangor żurawi


W mojej pamięci wyraźżnie widzę lata siedemdziesiate ubiegłego wieku kiedy to wraz z pięcioma kolegami zaliczyłem egzaminy do PZŁ i zostałem przyjęty do WKŁnr 298 "Knieja" w Jarominie. - Tak to sie dzieje,że wspomnienia te miłe sercu i duszy "są tym wyraźniejsze im odleglejsze.Obecnie z przykrością konstatuję,że z pięciu ówczesnych zapaleńców w szeregach PZŁ pozostałem sam ,bo nawet Adam K. jakoś zniechęcił się do uprawiania łowiectwa.Na tamte czasy spełniliśmy pojkładane w nas nadzieje.WKŁ "Knieja" w Jarominie uzupełniło swój stan osobowy do wymaganego Statutem poziomu a dzisiaj już legendarny łowczy Zdzisław Wilk mógł dalej spokojnie prowadzić mądrą i rozważną gospodarkę hodowlaną w obwodach a były to: ówczsna czwórka w okolicach Trzebiatowa i dwunastka położona pomiędzy powiatowymi Gryficami i gminnymi Płotami.Do dziś te same ale o innej numeracji.Do pozyskania w tych obwodach mieliśmy kilkanaście dzików i niewiele wiecej sarn obojga płci.Owe stany,tak zwierzyny czarnej jak i sarn-jeleni wówczas u nas nie było - zaczęły lawinowo rosnąć z chwilą wprowadzenia przez PGR-y upraw kukurydzy i tak dzieje się do dzisiaj.Koło ma do odsztrzału grubo ponad sto dzików a plany pozyskania są prawie zawsze korygowane wzwyż,ale za tym też idą kilkudziesięcotysięczne szkody w uprawach rolnych.A tam na Pomorzu Zachodnim każdy spłacheć ziemi jest uprawiany,bo ziemia tam dobra,pszenno-buraczana.
Mnie osobiście ciągnie tam nostalgia,bo tam" spotkałem wspaniałych Przyjaciół,tam urodził sie mój drugi syn.Tam spędziłem najpiękniejsze i bardzo szczęśliwe dni życia rodzinnego,zresztą nadal są piękne" to cytat z mojej książki "Polowałem nad Regą" wydanej w 2006 r. przez serdecznego Kolegę Adama Wolframa Prezesa Centrum Wczasowo-Leczniczego Spa w Szczawnicy - też nieco "zboczonego" łowiecko. Tam wreszcie zawarłem żywe i aktywne,trwające do dziś przymierze z lasem.
Owa nostalgia i ciągłe wspominanie tamtych lat w czasie spotkań towarzyskich spowodowało,że dwóch moich przyjaciół z obecnego koła chciało poznać smak tamtych łowów i spotkać sie z czarnym zwierzem którego u nas w górach tak mało.Od słów do czynu.Telefon wykonany do Przyjaciela,owego legendarnego łowczego Zdzisława Wilka,zgoda Zarządu WKŁ "Knieja" i jedziemy.Jedziemy już trzeci raz w gościnne rewiry obwodu nr 55 - dawna dwunastka.
Przed wyjazdem z uciechy udało mi się sklecić kilka limeryków dotyczących tego cały rok oczekiwanego wyjazdu :



Trzech myśliwych z Małopolski,
Odwiedziło pólnoc Polski,
Zapał i chęc zdrowa,
Wiodła ich do Waniorowa,
Tam dziki czekały i przyjaciół paczka morowa!

Wyjechaliśmy 13 sierpnia tuż przed pełnią księżyca z nadzieją, ,że ścierniska bogate w resztki pożniwne będą odwiedzane przez czarnego zwierza. Wyjechaliśmy - to mało powiedziane - myśmy prawie lecieli - to trochę w przenośni,ale gdyby pojazd Andrzeja W. posiadał skrzydła i opcje ich wysuwania w trakcie jazdy to napewno byśmy lecieli.Nie będę podawał marki owego pojazdu ale jechało to czasem i 170 km na godzinę, a jeszcze pod stopą był duży luz do przysłowiowej dechy.Wprawdzie w kokpicie-prawie jak w samolocie - widniał żyrokompas i coś co mierzyło kat nachylenia w trakcie jazdy.No ale skrzydeł Andrzej nie wysuwał !Acha, no i wolantu nie było,tylko normalna kierownica.Po niecałych dziesięciu godzinach szybkiej ale ostrożnej jazdy byliśmy na miejscu ,ba nawet pozwoliliśmy sobie na przedwstępną kontrolę ściernisk jadąc na wprostki przez ogromne połacie ściernisk.
W trakcie tej nieco szalonej jazdy powstał kolejny limeryk jako,że dla ożywienia kierowcy czyli Andrzeja W.cały czas snuliśmy głośne plany spotkań z dzikami a jeden z nas dr Wacław B. szczególnie był na nie łasy:

Pewnego doktora ze Zdroju-Krynicy
Od zawsze wyróżniał
Popęd dziczy,
Ów cyklicznie ustawał,
Gdy ten zaczynał sezon byczy !

Zajezdżamy pod Hubertówkę w Waniorowie znajdując sie na końcu wsi pod ogromnymi kasztanami Piotra Buniowskiego. Zdzisława jeszcze nie było, a miał bć od wczoraj by nieco przygotować kwaterę .Trochę zaniepokojony o Przyjaciela - bo to i wiek no i steranie życiem -wykonuję telefon do jego polującego syna Wojtka,który uspokaja nas. - Zaraz będziemy -słyszę w słuchawce.
Przyjechali a jakże , w bardzo wesołych humorach i stąd znowu limeryk:

Pewien łowczy stary,Wilkiem sie zwał,
Nadmiarem dzików z przyjaciółmi,
Podzielić się chciał.
Lecz te niecnoty biesiadą weseli,
Na łowach zwyczajnie posneli !

Rozpoczynamy dziesieciodniowe łowy.Towarzyszą nam już serdeczni Koledzy z "Kniei" ;przesympatyczny wiecznie rozgadany Gienek Pich,oraz oaza spokoju i rozwagi , chyba 130 kilogramowy Boguś Apcewicz .Obaj wytrawni i doświadczeni myśliwi.Odwiedził nas Franiu Kaszczyszyn stary nemrod z Gryfic , a czasem też Piotrek Figura leśniczy i członek "Kniei" i kiedy to po udanych łowach pewnego wieczoru oczywiście przy stole biesiadnym- czas nie grał roli i rozpoczynanie biesiad nie było ograniczone jakimś tam czasem, biesiada mogła sie odbywać wieczorem ale też równie dobrze nad ranem - kiedy po cudownym zmęczeniu siegałeś po szklankę schłodzonego piwa i nie tylko, a to wszystko w towarzystwie bliskich ci osób z którymi mogłeś sie podzielić wrażeniami.W trakcie jednego z takich powrotów opowiedziałem o potężnym odyńcu którego uratował dzwonek komórki.
fake watches uk

A było to tak ! Poprzedniego wieczoru wybrałem na zasiadkę trochę koślawą ambonę nr siedemnaście z mocnym postanowieniem czatów do białego rana.Zaraz po wschodzie ksieżyca na pszeniczne ściernisko wyszła duża samura z siedmioma warchlakami,która żerowała w bezpośrednim sąsiedztwie gęstego bukowego młodnika na granicy księżycowego cienia.Po godzinie od wyjścia dziczej rodzinki pokazały się trzy przelatki które za teren żerowania obrały brzegi śródpolnego dużego oczka wodnego.Widziałem tylko ich grzbiety no i byłem trochę podekscytowany,bo ten przedział wiekowy dzików miałem wpisany w odstrzale ,ale te nawet nie myślały o zbliżeniu się na pewny strzał no i miały rację.Potem wyszła kolejna locha z małymi i znowu trzy duże dziki - wycinki.Te też za miejsce żerowania wybrały sobie skłon w pobliżu owego oczka wodnego niepokojąc nocujące tam kaczki i kilkanaście żurawi które swoje niezadowolenie wizytami wyrażały charakterystycznym klangorem a i kaczki przyłączyły sie do tego chóru niepokojone przez wyliniałego lisa który podkradał się do nich od strony lasu.Dość powiedzieć,że tego wieczoru a raczej nocy na tym ściernisku w polu mojego widzenia- ale nie strzału - żerowało dwadzieścia cztery dziki.Późną nocą - a raczej nad ranem odezała się "rycząc krowa " - to dzwonek sms-a mojej komórki.Dzwonił dr Wacław! - Czy nie potrzebujesz pomocy - pisał torchę zaniepokojony ? Zna bowiem moje przypadłości sercowe . Ucieszyłem się bardzo,że mam Przyjaciół , właśnie Przyjaciół przez duże "P" na których mogę polegać w każdej okoliczności.I z wzajemnością drodzy Przyjaciele !!! Dziki nie zareagowały na ten głos- widać wydał im się znajomy .Na pytania ciekawskich a dot. wyboru dzwonka odpowidam; głos ryczącej krowy przypomina mi o moim zaściankowym pochodzeniu i to zazwyczaj wystarcza ciekawskim.
Wracając do dzików to nie uwierzycie - koledzy też nie uwierzyli - ale całą tą ogromną watahę dzików przegnał borsuk również zbierający resztki pożniwne .Znalazł się w środku baraszkujących warchlaków,ofukał je,warczał na nie, a gdy to nie pomogło zaczął przeraźliwie jazgotać i to pomogło.Najpierw wymiotło warchlaki za nimi lochy i reszta ,a na placu boju pozostał zwyciezca - pan borsuk,który spokojnie przystąpił do poszukiwania ziarna czy też dżdżownic lub innych robaczych przysmaków.Po tej rejteradzie dzików łowy zakończyłem.Wprawdzie zsiadki nie uwieńczyłem sukcesem łowieckim ale na ogrom wrażeń i tą estetykę doznań dziejącą sie w polu mojego widzenia nie mogłem narzekać.To były piękne i udane łowy a,że nie zakończone strzałem-to i cóż ?
Mnie - schodzącego z łowów w przepięknej scenerii pełni księżyca i rozległych połaci pól - żegnał smutny ale jakże piękny klangor żurawi a nade mną na firmamencie nieba wesoło mrugając gwiazdami wisiała konstelacja Wielkiej Nidźwiedzicy,ta sama która wisi nad "Piorunem" w moim obwodzie w pięknym Beskidzie Sądeckim.Znowu dopadła mnie nostalgia , ale za to napisałem po powrocie z zasiadki kolejny limeryk;

Myśliwy co we śnie na pokot liczył,
Jaźwiec przegnał pomiot dziczy,
Sen okazał się na jawie,
Zamiast dzika,
Klangor smutny wiodły mu żurawie !

cdn.
gwintowka

Copyright © 2002-2024 www.knieja.pl